sobota, 27 kwietnia 2013

Wyspowy wiatr






Wiatr nocne sny rozwiewa
na wszystkie świata strony.

Deszcz  nie zagląda do okien.
Spływa po szybach
ulewą sytego wodospadu.
Ten? żyje!
Spada, leje się,
na boki rozchodzi
w ścieżki dotąd niezapamiętane.
Strumieniem zawodzi
do fiordu chce biec.
Nie może.
Szybki, przelewa się obfity w wodę.
Gubi brzegi.

Wicher rzeźbi bielą piany
nowe kształty na oceanie.
Krzyk spokoju porywanego z wiatrem
odbija płacz od jesiennych skał
rudością drzew rysowanych.
Pustka.
Dal.
Żal.





L., 16.10.2008 




środa, 17 kwietnia 2013

Ty pójdziesz górą a ja... poszukam Helu




Po zawirowaniu nie mógł opaść pył, bo wszystko co do ziemi przypadło nowym ciężarem, przedtem przewiane i przemoczone, przepalone promieniem - już swojej  masy nie  miało. Nawet gdyby sam wiatr się pochylił i rękę podał, podnieść tego co leży, bo upadło, nie zdoła.

Witaj, czy czekasz jeszcze?
Czy jeszcze czekasz na bezwietrzne spojrzenie przez równinne łąki i pola pszenicą z makami, chabrami i żytem w rolniczą porę obsiane, a za nimi na sosnowy, świerkowy z dębem las i  nadmorskie trawy? Potem klif spadający w dół ruchomym piaskiem, przez wybrane z niego głazy, z górki na łeb do morza?
Czy tęsknisz za niedawno dziką wydmą z bagniskami i ptakiem, który z gniazd tam ukrytych nie śpiewa i ty się cieszysz, że jeszcze go nie słyszysz, bo przez to nowe ćwierkania, potem, rozśpiewają ci uszy.
Ty pójdziesz po piasku, drobnym, kolorem mlecznej kawy pachnącym, z nadzieją... Będziesz przed sobą szukać bursztynów, bo nie wiesz, że na nie  -  potrzebny jest sztorm z przypływem o porze jantaru. 



Nad twoim morzem nie ma gorąca, a ty tam jesteś i nie wiesz, kiedy znowu? Kiedy jeszcze zatrzymasz się by patrzeć, zapamiętywać sobą, że stał na redzie… że wypłynął ten drugi i teraz wierzysz, że jest horyzont, bo za nim on właśnie się skrył?
Zdejmiesz buty… Niecierpliwie będziesz je rwać ze stóp. Odrzucisz nie patrząc za siebie i pozwolisz, by przeniknęło przewodem twego - ja - pierwsze, oczekiwane, zaskakujące zimno fali. Ona  pokornie złagodzi się, podda twemu stanowi upojenia, dreszczu, już będziesz pragnąć,  żeby cię miała…
Nie ochłoniesz jeszcze. Przybiegnie myśl, że właściwie to dobrze, że jeszcze upału nie ma, bo ty... możesz zagarniać wszystko, nie dzielić się przestrzenią i iść brzegiem… już idziesz i czujesz zapach morskiej fali.
Zaczynasz widzieć, wraca oszołomiony wzrok, by w oddali zobaczyć krzyż. Czarny i duży. Domyślasz się. Mimo dobrej myśli wychodzisz z grzyw, w zimnym piasku grzęzną stopy, jeszcze kilka kroków po bruku alejki i czytasz, że to ku pamięci tym, których pochłonęły odmęty…
żadna ręka nie zabrała jeszcze kikutów po wypalonych zniczach...
Swojego nie zapalisz, nie dzisiaj, ale już wiesz i jutro… nie tylko za nich.
Z klifu wyfruną kolorowe czasze i pomyślisz, że chyba się boisz takiego latania Ikarów, będziesz prowadzić śmiałków wzrokiem… nie dokończysz, bo znowu mocniejsza fala będzie o sobie przypominać, zimnem zapraszać.
Zapomnisz, że trzeba brzegiem wracać…  przedtem nie było a teraz leżą w piasku białe, bo ciągle myte muszelki, widziane ze słyszenia. Będziesz zachłannie zbierać.
Pozwalać wodzie i wiatrowi, piaskom i ptakom na pieszczotę twojego zamyślenia, strachu, czy dokładnie opowiesz, kiedy wrócisz na swój „naprzeciw morza..”, tam, gdzie twój dom ma urlop od ciebie.
To też twoje morze. Nie powiesz przecież, że twoje miasto południa - nie jest jego czy jej, tych  znad morza.
Zaczniesz wracać innymi piaskami, bo tamte ma już fala i śmieje się nową grzywą... masz jeszcze kilka dni na chłód w czubku głowy… to dla niego będziesz myśleć tylko o tym, żeby jeszcze, żeby chociaż raz...
Doczekasz się zwierciadła promieni, z morza wrócili z rybami, przeskoczysz przez powrozy lin. Przysiądziesz przed burtą i przyjmiesz trochę ciepła, odkryjesz ramiona, podciągniesz końcówki spodni…  usłyszysz gwar.
To ciepło przyprowadziło krzykaczy... podniesiesz się i odejdziesz…
Wysoko na klif. Będziesz patrzeć przed siebie goniąc przyfruwające nad morze ptaki, siadające na wodzie, topiące dzioby po szyję… i szybko za siebie… tam, gdzie igłami i liściem, mchem pachnie pomorski, nadmorski las… 








Longva, 31.01.2008r.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Wieczór Cieni i łodzi




Zdarza się, że do pracy przyjeżdżają traktorem. Nie dziw się, to wyspa ale i wieś, traktorem nawet na bal wypada…
Czasem ktoś prosto w serce ciągnikiem wjedzie i wtedy się rozstają…
Czy mają auta? Nawet po kilka i koniecznie muszą posiadać łódź.

Na szczególne okazje ubrani są nieskazitelnie.
Na sąsiednie wyspy i  ląd odjeżdżają promem, szybką łodzią albo wodną taksówką.
Wysiadali z takiej, było ich nie więcej niż dwunastka, bo na tyle osób jest przewidziana. Wieczór był ranny ale już czarno - ciemny i takie były postacie zeskakujące na nabrzeże. Ruszyły Cienie długich płaszczy, czarnych; poły  nie do końca przykrywały czarne spodnie, zakończone czarnymi pantoflami; czarni stawiali szybkie kroki, bo wszyscy byli po pogrzebie przemarznięci. Odkryte głowy wystawione na wiejący nad wodą wiatr szybko zniknęły w zatrzaśniętych samochodach.

Ona stała na skraju kei,  niby zapomniana, a poszarpany kamieniami brzeg topił się w niebie zamykającym światła. Taksówka odpłynęła. Szybka łódź, zacumowana na kilka minut, prawie z zamkniętymi oczami rozświetlała fiord, cieniami kierując Ją na ścieżkę patrzenia.
Witaj.
Bez przerwy zajęta sobą, już tak dawno nie zapytała, czy i kiedy w końcu powiesz, że…
Dobrze już, tylko proszę, nie mów, że znowu zaczynam!
Są pytania, które powiedziane głośno - przewracają wszystko, co stanie im na drodze. Ale rozumiesz… nie zadane za długo, mogą się rozlać jak rtęć, i jeśli nawet wszystkie wyłapiesz, to dotykając - dobrze, jak tylko trochę się strujesz.

Sveere przyszedł na kawę. Jest tak zajęty, że nie wie czy spał ostatniej nocy, ale usiadł i zaczął opowiadać. Słowa poprzedził - jego - uśmieszek, który zawsze zdradza nowy zakup.
Z północy przyprowadził kolejną łódź.  Mówi, że stanął przed nią, błysnęły mu oczy;  szybko, nie myśląc, dotknął burty, głaskał, chociaż zimno nie pozwalało wiedzieć, dlaczego… Uruchomił silnik, wypłynął na nieznajomej chociaż wiało i nawet większe łajby stały przycumowane, kołysząc się niespokojnie w oczekiwaniu…  Świeży zakup poddał się myśli i woli człowieka. Jedność oddechów - tylko w taki sposób mogli razem dopłynąć… ona mogła… 
Mężczyźni morza -  patrzą na brzeg i jest on pragnieniem dotarcia we dwoje. Bez względu na kolor skóry czy długość zarostu.
Płynął w sztormie ponad sześćdziesiąt godzin, na swoją wyspę - do domu. Będzie naprawiał łódź, remontował; tak  jak dwa traktory, które stoją na trawniku, samochody – łącznie z tym, który kupił najstarszej córce, motorynkę najmłodszego syna… i będzie czujny całą dobę, bo jest ratownikiem z czerwonej łodzi.
Czerwona łódź, rozdzierająca pędem fiord, zawsze budzi trwogę. We wszystkich patrzących na nią oczach zastyga niewypowiedziane nawet szeptem pytanie - zdążą?

Wiesz, nie raz już myślałam, czy mam jeszcze czas czekać. Czy mam go tyle, żeby zdążyć Ci powiedzieć…




czwartek, 4 kwietnia 2013

Most





Z tą przyjaźnią to sobie coś ubzdurałam? Nawet jeśli, to przez jakiś czas miałam nadzieję. Ty nie miewasz żadnych i nigdy? Nie kłam. Tym razem ja Ci nie wierzę.
Wieczór jest już tak długo, że chyba nie będzie nocy. Teraz ja zmyślam? To jak odróżnić wieczór od nocy, kiedy nie wiadomo, czy ona się zaczęła?
Witam Cię wieczorną nocą.
Pijesz kawę o takiej porze? Chcesz?
Pada… niech sobie pada.


Poszła tam, gdzie nie powinna, na ostrogę i nie żałuje, bo z przystani wypływał prom. Fiord przecinały dwa duże statki. Dzień mienił się kolorem jasnej stali, nie zabrakło rzeźby chmur.
Wiatr dawał znaki, że przybywa. Samotny i nierozumiany. Musiał włożyć tyle potu w to co robił, a i tak wszyscy mieli do niego żal. On tak bardzo się starał. Nikt nie zna jego pasji…
Tylko Ona widzi jego rzeźby naginania gałęzi wedle wietrznej woli, unoszenia kryształowych luster mgły z fiordów, piętrzenia fal oceanu i rozbijania ich o wystające skały. Brania w objęcia mostu, który jest wtedy godzien portretu i wyznań poety.
A jeśli, wracając z promu, staniesz z Nią na moście, popatrzysz na fiord i góry, na latarnię i ocean, to poczujesz tarmoszenie Twojej uśpionej duszy…
Tak… nie dziwi się Twoim wyborom. Most jest gibki jak kobieta i mocny, przystojny jak mężczyzna, który zatapia się w jej źrenicach a ona mu pozwala. Most jest granicą możliwości czucia i istnienia żywiołów. Szaleństwa wiru. Spełnienia i pragnienia od nowa. To nie tango, to zwarcie… Lód i gorączka.
Na moście też była. Czy sama? Jak zawsze nic nie powie ani o sobie, ani o Cieniu.

Nie pytaj mnie o most, to nie ma sensu… Nie patrzę i przez to nic nie zmusza mnie do przeżyć.
Zostawiam Ci żywioły czarnej nocy… kobierce gwiazd, życzenia zawieszone na bumerangu księżyca…  bierz wszystko, bo nie wiem, czy i kiedy wrócę…



L., 07.12.2007

wtorek, 2 kwietnia 2013

Czekać na przyjaźń?







 Dnia trzeba poszukiwać. Słońce chyba nie wstaje, bo nie widać żeby zachodziło. Teraz nie żyje z ludźmi w przyjaźni. Nie, nie dlatego, że nie chce. Tak się porobiło… a z tego tylko kłopoty się rodzą, bo - jak mam Cię przywitać, powiedzieć „Dzień dobry”, życzyć czegoś dobrego, jak tego prawie nie ma? A gdzie Ty jesteś?
Przyjaźń… Jak ją wyczuć? Czekać, aż sama przyjdzie, czy nieustannie szukać. Która jest dozwolona, w jakich okolicznościach i kto ma prawo powiedzieć, że jest przyjacielem? Komu z kim wypada się przyjaźnić? Jakie są możliwe?
Przyjaźń – czy jest czystsza od miłości. Czy straszniej jest, kiedy miłość odchodzi, czy – gdy ginie przyjaźń. I jeśli tak stać się może, to czy uciec od przyjaźni? Nie poznać tego smaku – przyjaźni, a później odejścia? Pozbawić się wspomnień?
Jak mogłaby  nadejść, skąd? A wiek? Czy są granice…  Czekasz na przyjaźń, masz ją, czy przepadła właśnie?
Życie - to przyjaciel, który każdego musi oszukać?

Dobrego dnia.













 L., 06.12.2007