sobota, 24 lutego 2018

Czasem noc przypływa













Noc przed nami... przypłynęła gładką wodą.
Witaj.
O świcie, którego teraz tu nie ma, bo po nocy od razu jest dzień, księżyc kolejnym miesiącem wisiał wciąż nad wodami fiordu, przed groblami.
Świecił, przeglądał się w toni. Skupił. Rano, tam gdzie nagie kamienie w brązach alg suszyły się od wieczora, nagonił wody. Bez fali, bez piany. Cichutko. W pomruku dalekiego wodospadu.
Nie chciał ulec chmurom - gdy jeszcze jednym okiem podglądał łodzie w marinie za mostem, za górą jaśniało już niebo. To słońce brało we władanie to, czego księżycowi ubyło.
Zginęli oboje. Ni słońca, ni księżyca. Deszcz skrapiał kurz na drodze.
Dzień wstawał, kładąc mgły na szczytach.
Na łąkach, w trawach sroki podskakiwały radośnie, bo wszędzie mokro, miały sytość.
Przypłynął prom. Inny. Nie można powiedzieć, że nowy, bo o jego wieku mówiły warstwy farb.
Samochody, kolejny raz, szybko na nim w trojkę gęsto ustawione.
Dopiero teraz było z niego patrzenie, bo poprzedni nie miał bulajów tam, gdzie widzieć coś by się chciało.
Wypłynął, zostawiał za sobą rozsiane wyspy z domami, bokiem mijał taką bez ludzi. Tę ptaki obsiadły na każdym kamieniu.
Dobił do lądowej kei i podniósł burty. Auta rozjechały się w dwie strony. Słońce nie chciało zostać za górami, świeciło w oczy. Skąd się wzięło tak szybko?
Szczyty prawie bez śniegu po jednej stronie szosy, a po drugiej... fiordy, wyspy, wyspy... wysepki. Spokojna woda. Błyszcząca, wypomadowana. Prawie niebieska.
Później płużące się ku drodze skały, z których strumienie odrywały się mieniąc kryształami. Nieśmiałe jeszcze wodospady, jak pierwszy łyk wiosny, bo zimą milczały, przymarznięte wiernie do żłobień.
Przed zakrętem, na zielonej łące siedział głuszec. Pochylił się nad nim mężczyzna, z troską szukał przyczyny dla której ptak został.
Z powrotem jak było? Tak samo, tylko bez pięknego ptaka.
Już wieczór i w Jej życie znowu wpada wiatr. Nie, nie wie, dlaczego.
Bo posłuchaj, przecież dobrze i ciepło o kimś myślała, a co z tego wyszło? Zagmatwała się, odzywając tam gdzie nie chciała. Musiała, bo... nigdy się już nie nauczy, że kiedy jest się ciszej, to dalej się jedzie.

Czas spać. Uwolnić siebie od myślenia i zastanawiania... czy jutro... że od rana i czy zasnąć się da...














02.08