piątek, 22 lipca 2016

Krwiobieg

Nie było mnie? To prawda. Musieliśmy jechać na prom, popłynąć fiordem i znowu jechać drogą.
Dobry wieczór.
Przeżywam każdy rejs. Nie mogę spać od myślenia, żalu, że znowu nie potrafię opowiedzieć tego, co przed nami.
Widzisz, to jest tak… O słońcu nad wyspami możesz już zapomnieć. Mży, wiatr budząc, od najwcześniejszego rana mówi, że będzie przy nas. Prom, zanim opuści furty na rufie albo na dziobie, uderzany jest niecierpliwie i chociaż długoletni marynarz śmieje się, że bujanie, to tylko moja wyobraźnia, to ja swoje wiem. Mnie buja i tyle, prom i marynarz w sprawie bujania promu.
Rano płynęliśmy przez Lepsoyę. Mogliśmy wysiąść z samochodu. Mogliśmy nie wysiadać...
Ruszyliśmy z promu i niedługo zobaczyliśmy oszronione drzewa i trawy. Nieobsypane śniegiem, tylko takie, jak mówiłam, jakby królowa mrozu przytrzymała na wszystkim swoje pocałunki. Wody fiordów objęła chłodem... Chyba zabrakło jej sił, bo mroźne lustra były cienkie, delikatne jak szkło białych, przykurzonych czasem witraży.
Człowiek wziął kiedyś do rąk narzędzia. Skałom obciął te części ich ciał, które my nazwalibyśmy udami i w ranach zrobił drogi.
Wody, które są krwiobiegiem skał, zostały pozbawione żył. Krwotok głazów zastygł na pionowych wnętrznościach, zamarzł, tworząc szklane gobeliny, arrasy i żyrandole zastygłych łez.
Na lądzie było... wiesz, jak dawno nie widziałam tylu sklepów, a nie chciało mi się chodzić, patrzeć i kupować.
Drogi, czarne od kół samochodów, wskazywały cele i powroty…
Wracaliśmy bezpośrednio na naszą wyspę, auta upychano tak ciasno, że nawet złożono nam lusterka. O wysiadaniu nie było mowy. Dobrze, że wielkie samochody stały za nami.
Co jest powrotem, droga tam, droga na wyspy?
Po co zadaję pytania, gzy klucze młodych ptaków odlatują na święta… nikt nie odpowie.
Nauczona doświadczeniem sama zaparzę... Tobie też? Gorzką?
...kolejny wieczór...
Zostawiam ci pozdrowienia.

L., 20.12.2007 

niedziela, 17 lipca 2016

Lek na zasypany niepokój


Od nocy deszcz szukał szans. Mróz przyszedł na to wszystko i został śmiejąc się, nie wiadomo dlaczego, mokrymi płatkami śniegu.
To jak wyjść, kiedy pada i zimno? Komu by się chciało, jeśli nie ma celu i nie musi… No tak, ale to sobota, w niedzielę sklepu nie otworzą.
Myśli dotrwały do popołudnia… I chociaż zza białej, mokrej, śniegowej mgły świata nie było widać, a co dopiero wysp, ubrała się w końcu i poszła nie pamiętając o zamknięciu drzwi.
Wracała po śladach.
Wchodziła do budynku zadowolona, że zaraz otrzepie się jak zmoczony pies. Ustawiła siatki przy schodach…
Zakupy zostały tam gdzie dotknęły podłogi, bo znowu szła. W drugą stronę, do mostku nad wodospadowym strumieniem i na dolną drogę.
Żal jej było tego nietkniętego dywanu bieli na którym nawet ptaki nie zostawiały śladów pazurów, tylko wirowały nad strumieniem.
Tak się nie da. Zawrócić? Nie, bo czeka ostroga. To przyjaźń. Nie tylko na dobrą pogodę.
Powtykane przy drodze gumowe pręty, z owiniętymi na nich odblaskami, nie pozwalały zejść albo zjechać prosto w szkodę.
Jej zakręt.
Biało na ziemi, w powietrzu i na niebie. Powieki nie bolą od wciskającego się śniegu, tylko zatarte, przeszkadzają. A przecież musi uważać, bo teraz idzie grzbietem kolein wyjeżdżonych przez traktory.
Grzywa pożółkłych traw, w białym jak z tiulu welonie, prowadziła nawet wtedy, kiedy opuściła głowę najniżej jak mogła, bo ten śnieg ciągle zalepiał wszystko i był wszędzie.
Z białymi klapkami na oczach stanęła na skraju. Nie było tak strasznie, bo za zaledwie kilkoma metrami kłębiącej się bieli nie było niczego.
Sino-stalowa nie-przestrzeń. Pomyślała, że jest w środku tulei. Plusk zaprzeczał takim skojarzeniom.
Nie wiedziała jaką melodią, tym razem, chce się przypodobać zaginiony fiord. Jedyny kruk siedział na kloszu zapomnianej latarni i szare kamienie szlachetniały też bielą, te w szarej wodzie i te, które udawały teraz brzeg.
Nie mogła wrócić po swoich śladach, nie było ich, jak i rudych grzywek na miedzy.
Ucieszyła się, bo kiedy wróci do domu, to wszystko będzie tak jak było, zanim tam poszła…
Ale ty nie myśl teraz o Niej. I tak jest zadowolona, bo Cienia cień nie mógł Jej znaleźć za tą przyjazną zasłoną utkaną bielą. Wiesz który… ten, o którym Ona nie wie co myśleć… on nie pozwala zapomnieć.
A ja? Życzę ci, oczywiście, wieczoru chociaż we dwoje. Bo trzeba tańczyć, kiedy jest wirów pora.
Już dawno zapaliłam i zawiesiłam w oknie świeczkę. A na stoliku jest co powinno o takim sobotnim wieczorze. Na razie Bosonoga śpiewa. Jeśli życzenie nie ma szans na spełnienie, to przyjdź. Coś i tobie znajdziemy, twoje wyśpiewania. To sobotni wieczór i razem cię zapraszamy... Nie bój się białej zapory i tego, że dalej sypie. To tylko upiększy wieczór.




L., 02.02.2008

wtorek, 5 lipca 2016

O nadziei wypalonej do końca

Sago, pisząc nie przypuszczałam, że już we wrześniu przepłyniesz łodzią na tę stronę, która nam, którzy tu zostali, jeszcze tajemnicą.
Obyś tam miała spokój piękniejszy od ziemskiego.
[*] 17.09.2016



 ...słyszysz tę niecichnącą ciszę? Szukam nazwy na czas, który mierzy się milczeniem. Już wiesz, dlaczego powstał Wasz projekt. Tęsknota w ciszy i pora w której porzucają do końca.
Dziękuję za wypalenie fiordu brzegu dzikiego.





Autorką pracy jest - Saga Dana Tomaszewska