Nie
było mnie? To prawda. Musieliśmy jechać na prom, popłynąć
fiordem i znowu jechać drogą.
Dobry
wieczór.
Przeżywam
każdy rejs. Nie mogę spać od myślenia, żalu, że znowu nie
potrafię opowiedzieć tego, co przed nami.
Widzisz,
to jest tak… O słońcu nad wyspami możesz już zapomnieć. Mży,
wiatr budząc, od najwcześniejszego rana mówi, że będzie przy
nas. Prom, zanim opuści furty na rufie albo na dziobie, uderzany
jest niecierpliwie i chociaż długoletni marynarz śmieje się, że
bujanie, to tylko moja wyobraźnia, to ja swoje wiem. Mnie buja i
tyle, prom i marynarz w sprawie bujania promu.
Rano
płynęliśmy przez Lepsoyę. Mogliśmy wysiąść z samochodu.
Mogliśmy nie wysiadać...
Ruszyliśmy
z promu i niedługo zobaczyliśmy oszronione drzewa i trawy.
Nieobsypane śniegiem, tylko takie, jak mówiłam, jakby królowa
mrozu przytrzymała na wszystkim swoje pocałunki. Wody fiordów
objęła chłodem... Chyba zabrakło jej sił, bo mroźne lustra były
cienkie, delikatne jak szkło białych, przykurzonych czasem witraży.
Człowiek
wziął kiedyś do rąk narzędzia. Skałom obciął te części ich
ciał, które my nazwalibyśmy udami i w ranach zrobił drogi.
Wody,
które są krwiobiegiem skał, zostały pozbawione żył. Krwotok
głazów zastygł na pionowych wnętrznościach, zamarzł, tworząc
szklane gobeliny, arrasy i żyrandole zastygłych łez.
Na
lądzie było... wiesz, jak dawno nie widziałam tylu sklepów, a nie
chciało mi się chodzić, patrzeć i kupować.
Drogi,
czarne od kół samochodów, wskazywały cele i powroty…
Wracaliśmy
bezpośrednio na naszą wyspę, auta upychano tak ciasno, że nawet
złożono nam lusterka. O wysiadaniu nie było mowy. Dobrze, że
wielkie samochody stały za nami.
Co
jest powrotem, droga tam, droga na wyspy?
Po
co zadaję pytania, gzy klucze młodych ptaków odlatują na święta…
nikt nie odpowie.
Nauczona
doświadczeniem sama zaparzę... Tobie też? Gorzką?
...kolejny
wieczór...
Zostawiam
ci pozdrowienia.