sobota, 12 września 2020

Odpływa w mroku zaufanie

 





Natrętna myśl o zaufaniu 

nie rozsiadła się w Jej głowie - ot tak sobie.

Martwi się, że potrafi to zrobić - stracić                                        

je u kogoś. To nie koniec tej biedy.

Może nawet za długo musiała myśleć...

Z pomyśleniem miewa kłopoty,

ale kiedy już zmusiła głowę do pracy,

to dowiedziała się, że sobie też nie może ufać.

Powód utraty wiary nigdy nie jest błahy,

nie ma spraw drobnych w jej kruszeniu.

Nie wie, co gorsze. Utrata zaufania

przez zamierzone działanie, czy głupotę,

która jest wynikiem bezmyślności.

Tłumaczenie Jej, że nic się nie stało,

nie może naprawić w jednej chwili tego,

co bez zastanowienia zepsuła.

Bo stać się mogło,

poczynić nieodwracalne....

Przepraszanie, do potęgi nawet, nie zatopi

w niepamięci wyniku niepomyślenia.

Jest w Niej coś, co chociaż odrobinę

może poprawić osąd: wie, że na błędach

stara się uczyć i długo pamięta, co było złe.

W tym wszystkim jest znowu problem.

Po przejściu przez bagno własnej głupoty

traci odwagę, śmiałość. Boi się mówić.

Tego samego błędu nie zrobi.

Czy nie zrobi innego,

będzie przepraszała jeszcze raz,

nie może przewidzieć.

Zaufanie się kurczy.

Dobra pora usiąść w kącie

przykrytym mrokiem, tam zostać.

Ułatwi to zmierzch wypełniony deszczem.


W przyciemnieniu

piękno nie ginie, tylko swój kształt,

odcień, wizerunek zmienia.

Światła latarń tworzą linie

nocnych malowideł, gdy we mgle

ich brak,

szkicowanych gwiazdami na niebie.


Nie tylko Ona siada przy oknie,

patrzy daleko, najdalej...

Nie widać miasta... tak, nie widać.

Nie powie: i co z tego. Ulic Jej bardzo brak.

Latarnie z grobli i mostu, jeśli tylko mogą,

odbijają się w wodzie fiordu i myśli wtedy,

że to namiastka, przerobienie, w ciemności,

drogi między wyspami na most

rozciągnięty nad rzeką,

której miasto jest przypisane.


Na ostatni prom chcą zdążyć samochody.

Nie widać ich na grobli.

Tylko światła reflektorów. Małe, jasne kulki

przemieszczające się przy ziemi.

Nie zaśnie latarnia.

Całą noc będzie przeciągać

swój promień po oceanie...

Czy tam ktoś jest, na ciemnej wodzie?

Tęskni, patrzy w Jej stronę?

W domach, w oknach stoją zapalone lampki

spóźnionych wędrowców”.

Pną się pod górę jak postacie z pochodniami.

I dołem, blisko brzegu.

Pożółkłe chwasty nocą nie odpychają oka,

giną zagubione w ciemniach.


Jelenie zejdą z gór, wyjdą z lasu,

gdy będą pewne, że wszyscy śpią,

nawet psy, które na wyspie nie szczekają.

Bezkarnie, w deszczu, przeciągnął grzbiet kot.

Sen zgubił drogę.

Nie przyjdzie tej nocy, nie otuli spokojem.

Niepokój, niepostrzeżenie, robi swoje.






L, 09.08r