Świat
wyznaczony wielką wodą, od wiatru chwilami chroniony górami,
został daleko.
Co
jakiś czas odradza się w pamięci. Wtedy powraca żal, tęsknota
za tym, czego razem z ranną rosą i rozświetlonym słońcem
zmierzchem - zobaczyć już się nie da.
Miniony
czerwiec.
Wyspy.
Na
nich ludzie, jelenie, ptaki. I kurhany których nikt nie niepokoi.
Fiord
cierpliwie znoszący wszystkie wybryki pogody.
Latarnia,
symbol nadziei na przetrwanie, ma teraz mniej zajęć.
Czas
nocy nie do spania. Za to do spełnienia.
Kto
chciałby stracić z oczu słońce - niewpadające do oceanu kiedy na
to pora?
A
gdy pada deszcz - z ciężkiego muślinu ścian stawianych na
wodzie, nie zauważyć?
Czas
i tam w miejscu nie stoi.
W
najdłuższym dniu zapłoną ogniska na brzegach fiordów, morza.
Ludzie
tęsknią za tą godziną, w której staną przy ogniu i będą czuli
to, na co cały rok czekali. Zespolenie z Ziemią.
Tam
gdzie muzyka popłynie na fali, w tańcu zapomną się nieznanym.
Każdy
dotyk, zapach- nowe w krew wleją westchnienie i oczekiwanie na
spełnienie.
Skały,
z cichymi w szczelinach tego dnia orłami, patrzeć będą na brzegi
bez skrępowania, zajęte sobą. Stoją, trwają wiekami w więzach
nie do pokonania ani rozdzielenia.
Ten
dzień świata zapamięta czapla samotnie stojąca na kamieniu tak
długo, dopóki nie spłoszą jej zbyt niecierpliwe kroki dwojga,
szukających schronienia od ludzkich oczu, w cieniu drzewa.
Muzyka…
Marzeń, śpiewających traw i lubczyku zakorzenionego w nich dziko.
Strzeli
skrami ogień, na chwilę wróci przytomność.
Zaraz
ręce splotą się w uścisku, którego do tej pory nie znały, a w
serca wleje się słodycz - na którą czekali i nie wierzyli, że
taka istnieje.
Zmysły
łapczywie będą dotykać nieba bez gwiazd, z chmurami utopionymi w
pomarańczowej czerwieni, białej niewinności, zgubionej w
niebieskiej niebiańskiej przestrzeni.
Niektórym
z jaźni zniknie świat.
Znowu
słup skier prawie do nieba i okrzyk – za nas, za noc białą,
odbije się od chmur i spadnie do morza.
Tam
w cieniu... On nie będzie wiedział, czy ona tak chciała, bo krzyk,
za który oddałby wszystko, w niej zamarł.
Odezwie
się ptak, głupia mewa, która nie rozumie …
Fala
nie zapomni o kamieniach. Ta biegnąca ku plaży – wracając,
zabierze wszystkie z brzegu życzenia. Wyłowione w porę - znajdą
spełnienie. Te niezauważone – będą kołysane na wodzie, kto
wie, jak długo...
Strumienie
wodospadu, radosne po deszczach, będą głośno spadały, zapraszały
zaczarowanymi kroplami do śmiałych marzeń.
Ta
noc będzie biała, jasna, roztańczona duszą, jakiej do tej pory
ludzie w sobie nie znali.
W
lesie, młodym na wyspie przecież, jelenie wyjdą na polany,
patrzeć za horyzont, gdzie statek trzyma kurs. Załoga z myślą
przy domu.
Zaciśnięte
mięśnie na twarzach mężczyzn.
Wiedzą,
że wrócą. Wierzą, że nie do pustego.
Skry,
podsycony ogień na brzegach, płynących jasną nocą do barku w
wąskiej kajucie zaprowadzi.
Za
to na brzeg, przy żarze - myśli nieodkrytymi dotąd chmurami
popłyną w świat.
Tak
różne jak człowiek inny od człowieka.
Zabłąka
się większa fala, spieniona uderzy o skalny brzeg i w głębiny,
tonie, otchłanie powróci sama, sama, sama …
Wodospad
zaczeka. On wie, że jego nie tylko ta noc.
W
deszczu i wietrze jego moc. Słyszy zachwyty. Czuje podziw i
uwielbienie.
Taki
już jest. Pociąga, zawsze gotowy. Rwący.
W
tę noc, której zobaczyć się nie da, wszystko może się spełnić,
że nie każdemu… tak to już jest.
H., 06.06.2009