wtorek, 24 listopada 2015

Biała noc sypie skrą



Świat wyznaczony wielką wodą, od wiatru chwilami chroniony górami, został daleko.
Co jakiś czas odradza się w pamięci. Wtedy powraca żal, tęsknota za tym, czego razem z ranną rosą i rozświetlonym słońcem zmierzchem - zobaczyć już się nie da.
Miniony czerwiec.
Wyspy.
Na nich ludzie, jelenie, ptaki. I kurhany których nikt nie niepokoi.
Fiord cierpliwie znoszący wszystkie wybryki pogody.
Latarnia, symbol nadziei na przetrwanie, ma teraz mniej zajęć.
Czas nocy nie do spania. Za to do spełnienia.
Kto chciałby stracić z oczu słońce - niewpadające do oceanu kiedy na to pora?
A gdy pada deszcz - z ciężkiego muślinu ścian stawianych na wodzie, nie zauważyć?
Czas i tam w miejscu nie stoi.
W najdłuższym dniu zapłoną ogniska na brzegach fiordów, morza.
Ludzie tęsknią za tą godziną, w której staną przy ogniu i będą czuli to, na co cały rok czekali. Zespolenie z Ziemią.
Tam gdzie muzyka popłynie na fali, w tańcu zapomną się nieznanym.
Każdy dotyk, zapach- nowe w krew wleją westchnienie i oczekiwanie na spełnienie.
Skały, z cichymi w szczelinach tego dnia orłami, patrzeć będą na brzegi bez skrępowania, zajęte sobą. Stoją, trwają wiekami w więzach nie do pokonania ani rozdzielenia.
Ten dzień świata zapamięta czapla samotnie stojąca na kamieniu tak długo, dopóki nie spłoszą jej zbyt niecierpliwe kroki dwojga, szukających schronienia od ludzkich oczu, w cieniu drzewa.
Muzyka… Marzeń, śpiewających traw i lubczyku zakorzenionego w nich dziko.
Strzeli skrami ogień, na chwilę wróci przytomność.
Zaraz ręce splotą się w uścisku, którego do tej pory nie znały, a w serca wleje się słodycz - na którą czekali i nie wierzyli, że taka istnieje.
Zmysły łapczywie będą dotykać nieba bez gwiazd, z chmurami utopionymi w pomarańczowej czerwieni, białej niewinności, zgubionej w niebieskiej niebiańskiej przestrzeni.
Niektórym z jaźni zniknie świat.
Znowu słup skier prawie do nieba i okrzyk – za nas, za noc białą, odbije się od chmur i spadnie do morza.
Tam w cieniu... On nie będzie wiedział, czy ona tak chciała, bo krzyk, za który oddałby wszystko, w niej zamarł.
Odezwie się ptak, głupia mewa, która nie rozumie …
Fala nie zapomni o kamieniach. Ta biegnąca ku plaży – wracając, zabierze wszystkie z brzegu życzenia. Wyłowione w porę - znajdą spełnienie. Te niezauważone – będą kołysane na wodzie, kto wie, jak długo...
Strumienie wodospadu, radosne po deszczach, będą głośno spadały, zapraszały zaczarowanymi kroplami do śmiałych marzeń.
Ta noc będzie biała, jasna, roztańczona duszą, jakiej do tej pory ludzie w sobie nie znali.
W lesie, młodym na wyspie przecież, jelenie wyjdą na polany, patrzeć za horyzont, gdzie statek trzyma kurs. Załoga z myślą przy domu.
Zaciśnięte mięśnie na twarzach mężczyzn.
Wiedzą, że wrócą. Wierzą, że nie do pustego.
Skry, podsycony ogień na brzegach, płynących jasną nocą do barku w wąskiej kajucie zaprowadzi.
Za to na brzeg, przy żarze - myśli nieodkrytymi dotąd chmurami popłyną w świat.
Tak różne jak człowiek inny od człowieka.
Zabłąka się większa fala, spieniona uderzy o skalny brzeg i w głębiny, tonie, otchłanie powróci sama, sama, sama …
Wodospad zaczeka. On wie, że jego nie tylko ta noc.
W deszczu i wietrze jego moc. Słyszy zachwyty. Czuje podziw i uwielbienie.
Taki już jest. Pociąga, zawsze gotowy. Rwący.

W tę noc, której zobaczyć się nie da, wszystko może się spełnić, że nie każdemu… tak to już jest.


H., 06.06.2009

czwartek, 5 listopada 2015

Rozszalały się zywioły


Dzień dobry o poranku.
Kiedy zaczyna wiać, wtedy najlepiej nie myśleć o miejscu do którego dotarło się z wiatrem. Dobrze, że przybywa nocą. Ta skuteczniej przykrywa wyobraźnię. Bo wiatr na wyspie to drżenie serca, ulotność snu, trzeszczenie drewna ścian, przelatywanie duchów łupkowym dachem, szukanie najmilszego z obecnych w domu przykryć, bo z łóżka po ciepłą herbatę i tak wyjdziesz. Nie, nie weźmiesz książki do ręki, nie usiądziesz w wygodnym fotelu i nie poczytasz. Książki przywiezione... już dawno „się przeczytały”, fotel stoi i jest jaki jest.
Ty słuchasz wiatru, a on? To artysta, który raz wstydzi się swoich prac, to znowu odważną decyzją mówi, że wszystkim się pokaże… i wtedy… zaczyna tańczyć. Do tanów, o tej porze, zaprasza deszcz. Ta wirująca para nie zna końców parkietu, nie opuszcza ani jednego tańca… Ich dziecko – wodospad, dokarmione strugami, przygląda się rodzicom i szumi, pokrzykuje radośnie. A ty? Czujesz, jakby podobne melodie tworzyły chór i nie możesz podjąć decyzji, w którą z nich wsłuchać się sobą… Zapominasz, że lata zostały za tobą… Dopiero teraz wiesz, że po strachu przed wiatrem, po niepokoju łaskoczącym niemile, powoli przyszło przyzwyczajenie a potem przyznajesz, że jeśli wiatr zna granice twojej wytrzymałości, zaczynasz go kochać. Dotyka cię spóźniona miłość. O którą… nikt nie będzie zazdrosny.
A ty? Zaczekasz aż wstanie dzień i pójdziesz w wiatr i deszcz, bo chcesz też tańczyć….
W taki czas nie znajdziesz Cienia, to jest dobra strona dnia bez słońca. Ona wie o tym i też wtedy wychodzi. To nic, że się ominiecie. I tak pójdziecie w miejsce, z którego widać przystań. Będziecie się dziwić, że ten prom… w taką pogodę… i czy załoga, to marynarze?
Następnym zaskoczeniem będą ptaki. Jaki cud sprawia, że dają radę przemieścić się w wietrze. Jesteś większą od nich masą i ledwo stoisz. Wystawią skrzydła na deszcz i zatrzymując się w locie, poddając się wiatrowi, przesuną się co jakiś czas w bok, dolecą do miejsca gdzie czeka smak zwycięstwa.
Jeszcze raz uprzytomnisz sobie, że ptak może więcej od ciebie. Pomyślisz… fiordu brzeg dziki i ja, czy to się zdarzyć mogło, czy…?
Czas wracać. Idziesz i zastanawiasz się - do czego wracam? Nie możesz wydobyć tej myśli o domu… bo dom?
Dlatego… kawa, tylko mała, czarna i gorzka. Przestrzegasz, przypominasz, że szkodzi. Życie szkodzi, bo bezwzględnie kiedyś odejdzie. Życie nie jest przyjacielem. O… jest nowa muzyka - gradu na szkle szyb.
Pozdrawiam cię, wiesz?





L., 25.11.2007r.