wtorek, 20 marca 2018

W śniegu






Sypie. Śnieg spada skąd chce. Gęsty, zdrowy, biały. Robi przerwy. Wtedy trzeba szybko ubierać się i wychodzić. Z nadzieją że zdąży się przed nowym, sypkim białym puchem wrócić. Pospiesz się. Weź tę wolną parę kijków i chodź.
Wszystko zasypane. Znajdziemy drogę. Od czasu do czasu jedzie samochód po wyspie, pójdziemy śladami kół.
Nie ma co się skarżyć na białą Wielkanoc. Będziesz wspominać długo tę wszechobecną biel.

Mówiłam, że słońce zawiśnie nad fiordem. Jest. Kładzie promienie, opuszcza je stokami gór aż do wody. A ta skrzy się, kokietuje, chce, żeby świeciło.
Ciepło w słońcu? Tak, w końcu nie jest zimne, jest okrągłe, żółte i tak łagodnie grzeje twarz.
Pospieszmy się. Tu nie ma się co rozglądać. Wodospad już znasz. I tak go w białym wzorze, między kamieniami i świerkami, nie widać. Słychać tylko prawie wysuszony szum. Ożyje, gdy będą topić się śniegi.
Wąski ten mostek. Nie bój się, nic nie wjedzie, kiedy my na nim będziemy. Zaczeka każdy samochód. Autobus też. Aż przejdziemy.
Strumień potoku omija kamienie i płynie dalej, aż do fiordu. Białe brzegi i sine kamienie są piękną jego biegu oprawą. Chodź. Kiedyś pójdziemy wzdłuż wodospadu. Dzisiaj nie. Ścieżka jest wąska i w śniegu jej nie znajdziemy.
Nie dziwię się, że nie wiesz w którą stronę patrzeć. Teraz domy zasłaniają fiord, patrz na góry. To niecodzienne… Co? - to, że takie śniegiem zasypane. Wyobraź sobie jak wysoko biały jest ląd…
Jeszcze słyszysz wodospad. W tej ciszy to nic dziwnego. Przecież słychać szum i nasze oddechy. Nic więcej.
Ciepło. Promienie tylko nas szukały do ogrzania. Nie widzisz przecież nikogo. Na siebie wszystkie zbieramy.
Słyszę samochód. Zejdźmy na skraj drogi. Tak, w ten śnieg.
Wszystko w bieli. Góry, dachy, gałęzie świerków, łąki.
Nie, pól tu nie ma. Wiatr wyrwałby uprawy, a jelenie schodzące nocą z gór, resztę wyskubały.
Popatrz na wodę. Płynie prom, zaraz zakręci i przybije do przystani.
Chmury się rzeźbią i udają z nieba góry...
Samolot obniża lot. Przygotowuje się do lądowania. W linii prostej to już niedługo, zaraz doleci.
Słońce cały czas świeci. Dobrze, że ubrania są lekkie.
Jeszcze kawałek. Niedługo, jak z górki, pójdziemy między białymi łąkami ku dolnej drodze.
Przybliżymy sobie fiord.
To tutaj. Nie wierzysz, że jest jakaś ścieżka, droga… Jest. Pójdę pierwsza. Idź moimi śladami. Masz kijki, pomogą ci zejść.
Masz wrażenie, że schodzisz ze stoku? To przez biel i słońce kojarzysz drogę z górskimi ścieżkami. Żartuję. Tak. Muszę… Później ci powiem.
I już jesteśmy na dolnej drodze. W tym miejscu nie zejdziemy na brzeg, nad wodę. Możemy stanąć na chwilę.
Woda podpływa spokojnie. Dziś nie ma na niej łódek. Nie stawiają sieci, nie łowią.
Prom już dawno wypłynął, tym razem prosto… tam, gdzie ląd.
Dopiero w tej bieli widać różnicę wielkości i wysokości gór tych na lądzie rozłożonych, potężnych majestatem stworzenia i tych z wysp.
Biel znowu skrzy wodę. To co widzisz na przeciwnej wyspie, to przystań, kościół i domy.
Tu przed nami, przy drodze - to nie dom mieszkalny. To dom, do którego przywożą tych, którzy zasnęli ostatnim snem. Na pożegnanie.
Chodź, przy nim zejdziemy w dół, jak daleko się da. Postoimy w słońcu. Popatrzymy na fiord i przez fiord.
Chmury... co one dzisiaj nam z oczami wyprawiają… Czarodziejskie góry i chmury przez tę biel.
Dalej nie pójdziemy. I tak widzimy wodę. Zobacz - mewy kołyszą się na niej leniwie. A od prawej podpływają kaczki. Tych jest kilka gatunków. Nie wiem, czy uciekały przed zimą.
Popatrz, znad oceanu znowu jakaś siwa ściana przybliża się do mostu. Wracajmy, słońce zaraz zniknie. Samolot znowu leci. Zdąży przed chmurami.
Jesteśmy na drodze. Teraz to już po niej i przed siebie idziemy... widzisz jak sina ściana przechodzi przez most?
Patrz, tam niżej… te domki? Mieszkają w nich ludzie. Nie widać dachów z darni, bo przykrył je śnieg.
Już stąd widać pawilon i maleńką stację benzynową...
Przed mami łąki, domki, droga miejscami obrośnięta świerkami.
Chłód objął plecy, dobrze się pozapinaj, już słońca nie ma. Czujesz wilgoć z fiordu. Nad nim też już sina ściana.
Jeszcze trochę, skręcamy.
Mostek, inny, nad ogonkiem wodospadu pędzącym w fiordu wodę.
Nikt jeszcze tędy nie szedł. Kijkami sprawdzimy, czy się w śniegu nie zgubimy... kilka kroków... już widać dom.
Znowu padać śnieg.
Miałam ci powiedzieć, dlaczego jestem niespokojna.
Wieści o chorych... radość zabierają.
Sypie, my w domu.
Rozgrzejmy się kawą.










308