środa, 15 listopada 2017

Nie wiem na jak długo










Siedział przy ogromnym biurku, ustawionym pod oknem, w pokoju na piętrze, często nocą, bo wtedy cisza ulicy i wąskiego, wiosną pachnącego bzem ogrodu, stawała się klawiaturą myśli.
Z regałów wypełniających wszystkie ściany, nawet tę, w której były drzwi do nie jego świata, słyszał szept wszystkich zapisanych liter.
Nieprzytomnie, rozproszony, wydarty, z pokłutą duszą stąd wychodził, powracał z tak daleka, kiedy dniem słyszał Głos Przez Drzwi. Zawsze było to - nic - odrywało od tego, czego właśnie już sięgał, zaczynał dotykać, prawie miał, obejmowało mu pierś - a on tak chciał...
Wolał jak teraz... Książki. Wypełniały każdy moment i nocą go kochały. Podnosił głowę, odwracał i uśmiechał do nich.
Ciepło zawsze przechodziło w chłód nocy przez uchylone do westchnień okna. Było, lało się od serca, kiedy zapach starych stronic mieszał się ze świeżym drukiem. Po nowe, ukryte dziewiczo w okładce, biegł nie pamiętając, że to właśnie ostatni grosz, który dał za nieznane.
Czytać i w chwili pisać chciał aż w mrok, lekki szelest gałęzi, szum w skroniach.
Czekał będzie od rana, wie, że ulicą będzie szła Ona. Nie musi patrzeć, unosić firanki, usłyszy uderzenia obcasów o bruk. Tylko Ona w taki sposób...
Ból, ciągły już teraz. Ile jeszcze? Niepotrzebne pytanie. I tak za dużo wie.
Czy Ona też... że on nie ma już czasu?
Wzrok wtopił w zaokienną noc.
Nie może znieść Jej długich spódnic. Nogi, które długie kryją, muszą być linią, po której mężczyzna... Tylko piękne tak mogą stukać obcasem.
Myślom przytakują regały. Napisać, zatrzymać jak najwięcej. To nic, nic, że dom jest bez... nie ma komu zostawić. Ktoś przecież zapamięta, wspomnieniem wyróżni. Trochę tekstów mu wydali, więc...
Jęk był szybszy od niego.
Podniósł głowę z blatu, na którym sen mu ją złożył.
Kroki. Szła. W spódnicy prawie do bruku. Długie pękniecie z boku pokazywało jasną nogę. Nie pomylił się. Znowu czuł to, co pozwala pisać w uniesieniu skrzydeł jastrzębia, odlecieć.

Głos Przez Drzwi sprzedał książki razem z regałami. Wydania i świeże, bólem i miłością cichą pisane rękopisy. Potem pianino, które na dole stało zawsze.

Wiesz, mgła chroni spokój fiordu od ciszy oceanu. To niebieski, dzisiejszy czar.
Zielone... w nim śpiew miłości ptaków, rozlana przestrzeń wody, tulipan i żonkile w przydrożnym rowie. Znowu nie słychać ludzi. Biel latarni przypisana morzu.
Na wodzie dwie kaczki w parze.
A wczoraj nad fiordem przeleciał orzeł. Z jednej wyspy na drugą...

Pije kawę w zapatrzeniu. Zapomniała, że zimnej nie lubi. Zamilkła, nie wiem na jak długo...









L. 5.8.