czwartek, 3 kwietnia 2014

Pękła nić




Pamiętasz odcienie zdań rozbijających serce ostatnim spojrzeniem,
rys. J.G.

nie wiadomo dlaczego, czarnych oczu przy rozświetlonych włosach?
To rozstanie. Pustka. Przewrócony, w gruzach cały świat.
Nic nie jest takie jak myślisz, widziane nawet przez lata.  
Oczy też wcale nie były czarne. Może lekko niebieskie, zielone? Szare chyba…
Walizki postawione w progu nie dały wyboru.
Witaj.

To przymglony, chłodny ze słońcem dzień.
Wodospad woła, prosi… chociaż  kilka kropli. Nie mam już sił.
Żałośnie spadają ostatnie słowa… jeszcze możesz mnie uratować, dla ciebie tu jestem.
Statek zaczepiony o niebieski horyzont nie szarpie się, nie znika. Na fali lekko rozbujane łódki… Pamiętasz? W tańcu nie możesz być tak blisko i spokojnie się kołysać. Dopiero kiedy czujesz szczery dotyk, drżący, bo prawdziwy, nie spieszysz się. Słyszysz i nie, zapominasz, że jest z wami muzyka. Bosymi stopami stoisz na łagodnej fali.
Jest z tobą cisza wszystkich wyznań, zaczarowanych słów. Głos wieczornych ptaków.
Tęsknisz, bo tylko wtedy wiesz, że masz jeszcze serce. 
Zaczynasz szukać duszy. Najważniejszego, najlżejszego kroku.
Musisz się zatrzymać, stanąć bez ruchu… chcesz usłyszeć…
Stoi w drzwiach. Bez walizki i rozświetlonych włosów.
Powiedz…  wejdź, za progiem już tylko mnie…






L. kwiecień 2008

wtorek, 1 kwietnia 2014

Z myslą przy niewalczącej






Nic na to nie poradzisz. Niczego nie zrobisz.  Możesz tylko stanąć i patrzeć… później wolno iść przed siebie. Późno pomyśleć o spaniu, pierwszym rankiem wstać. Wtedy zobaczysz zachody i wschody.
Witaj, to dobrze, że jesteś dzisiaj.
Ona na twoje pytanie nie znajduje odpowiedzi.
Każdy dzień, rok - to oddzielne dzianie się. Życie. W końcu - już nie.
Nie ma wskazówki ni przepisu na wypełnienie siebie tym, co wciąż tkwi w  poczekalni marzeń i pragnień.
Nie, nie powie, że trzeba woli. Ciężkości  miłości. Może rozsądku…
Przypadki.  One też wspólne piszą i nie mów, że nie wierzysz.
Są. Różne. Dobre. Złe i całkiem pospolite.
Przyznasz się? Powiesz, że na tę miłość, o której teraz wszyscy mówią, zawsze jest pora?
Ważniejsze sprawy masz na głowie…
Chociaż na jedną szczerą myśl znajdź chwilę,  czas…  bo on, wiesz przecież, w miejscu nie stoi.
Wszystko w garści ściska. Ciche i głośne błagania słyszy - biegnij czasie, stań, idź powoli.
Jest panem każdej woli. Daje siebie, zabiera. Wreszcie… dotknąć końca trzeba.
Ale przedtem…
Roztopy podgryzły boki dolnej drodze nad plażą.
Woda… Nie, nie masz jej dość. Jest wciąż inną sztuką wystawianą na tej samej scenie.
Nie ma drogi nad plażą bez oceanu. Widz musi mieć miejsce do przeżyć.
Skały wytyczyły miejsca zakrętom.
 Brakuje oczu w takim dniu.
I nie z bólu droga się wije. Radością zaprasza, bo przesycona koncertem fal rozbijających się o skały – dopomina się o wspólnotę w patrzeniu.
Idziesz z przekonaniem, że jest słońce...  nie wiesz gdzie.
Stworzyło niebo niebieskie w tak zmyślny sposób, że tylko z oceanem dzieli się kolorem. 
Woda… groźna i nie do ogarnięcia. Wiesz, że rozbijając się zmieni odcień. Tu spłynie granatowa, rozjaśniona białą pianą.
Huk. Chwytasz go. Chcesz jeszcze odbitego echem.
Z góry spadają potoki, wodospady, strumyki i wszystkie znają drogę do morza.
Wszędzie, tak, wszędzie woda. Tu, przy drodze, chowa się w kępach traw i sitowia. Zobacz, wypływa ze skały. Tam też.
Ptaki się schowały. Tylko dwie kaczki znowu lecą, przekrzykują w rozmowie.
Szum fal, głosy spadających  potoków, prymule z żółtymi pąkami w zagłębieniach kamieni - czekają na ciepło.
Ty na drodze, ona prowadzi. Wiatr ożywia wiatraki.
Odbiegł  horyzont.
Tam, gdzie niebo wpada do wody - białe spienione grzywy ruszają w drogę. Do ciebie pędzą.
Zaraz dojdziesz tam, gdzie plaża być powinna. Nie żałujesz, że jeszcze wciąż skrywa ją przypływ.
Zalewa…  Pędzi do przydrożnych skał jasnogranatowa woda i w seledynową bluzkę stroi. Uderza w kamienie, leniwie opływa. W zagłębieniach zostaje. Będzie czekać  na słońce i wiatr.
Oglądasz się, bo, przez tę wodę, z tylu zostały  nieogrzane podziwem  skały. Na nich świerki, już żywe w zielonym.
Głosy, huki, przetaczania – nie wiesz, czy to odgłos silnika na wodzie, czy uścisk tanga wodospadów i morza.
Nie zejdziesz nad wodę, bo wszędzie woda…
Wracasz.   Wiesz już, że przyjdziesz jeszcze raz.
Droga nad plażą, której teraz nie ma… twoja magia rozświetlona słońcem.
Cieszysz się. Radość z butami weszła w smutek. Kto smutków nie ma? Kto tylko radość ma?










L., 09.04.2008