Spokojny
deszcz siąpi monotonnie;
krople
spadają na twarze
i
ramiona przechodniów,
między
źdźbła traw, w wiry rzek;
uskrzydlają
fale zatoki
nad
którą mokre mewy nie chciały dziś fruwać.
Nad
wzgórzami niebo rozlało piękno
dziewczyny
w różowej sukience
z
falbanami.
Zieleń
nie mieści się w kształtach
roślin,
które wypełniła.
To
wszystko za oknem,
przez
które spogląda na swoje życie,
jak
na koniec ostatniego wagonu pociągu,
może
tramwaju.
Jeśli
tak, to kto tu siedzi i mówi o tęsknocie
do
dni nowych, zdobionych nadzieją,
że
chociaż jeden z nich będzie…
Znowu
podeszła do okna, otworzyła szeroko,
bo
wtedy jest bliżej zapachów wieczoru.
W
za/szybowej ciszy może wyłowić wszystko,
co
dzień zagłusza; oddychać
przemytym
kroplami powietrzem,
Większość
kwiatów jeszcze nie śpi.
Nie
zauważyła kiedy zniknęło zaróżowienie,
drzewa
wymieszały się z szarością.
To
noc, która przyszła na rozmowy o tym,
że
jeśli dzień odszedł, to nie wróci.
Ten
miniony jest stracony.
Co
z tego, że teraz wie… tak,
dałby
się… do granic.
Nie
chce wykorzystywać,
dlatego
sama wciąż traci.
Dlaczego
ma uważać, że Jej to już nic…
bo
tym wagonem
odjechała
też siła przetrwania.
Myśli
przepłoszył szczekający pies.
Co
mu się nie podoba?
Po
co szczeka wczesną nocą?
Może
psu też dzisiaj źle…
nikt
nie nalał mu wody do suchej miski;
gdyby
tak się stało, że mógłby gasić pragnienie,
to
z nim i wróble… one siadają na krawędzi,
pochylają
główki, piją i się nie boją.
Za
szybko minął dzień, jeszcze prędzej przyszła noc.
Na
wyspie, na którą już nigdy nie wróci,
białe
noce będą tracić swoją jasność
na
rzecz coraz krótszych dni…
Jakoś
pokrętnie o tym pomyślała,
kto
to zrozumie…
Chłód.
Przymknęła okno.
Tam,
na moście dzielącym wody
na
fiord i ocean, mogła bezkarnie tęsknić.
Miała
alibi. Była daleko od domu,
nawet
nie musiała karcić duszy za doznania,
których
wcześniej nie umiałaby odkryć.
Wszystko
było inne od zostawionego świata,
,jak
się potem okazało, na kilka lat…
Na
drodze do latarni
nauczyła
się patrzenia, słuchania.
Wypełniona
otaczającym,
wdzierającym
się we wszystkie zakamarki świadomości
pięknem
stworzenia – mogła tylko się poddać.
Nie
walczyć z narastającym
bólem
samotności w tym,
co
może usłyszeć i zobaczyć,
a
nie przekaże innym. Chciała się dzielić…
Muszelki,
ocalone od zadeptania,
ułożyła
w wazonie;
wskrzeszają
pamięć
tamtych
świtów i zmierzchów,
bogaconych
kolorami mieszanymi
przez
mistrza malarzy;
księżyca
zawieszonego nad fiordem czarną nocą
Odtwarzają
żałość fal rozbijanych na głazach.
Dziś
wszystko za daleko.
Jutro,
jak tylko wstanie wczesny świt,
napije
się kawy, czarnej jak tamta
znad
fiordu noc i będzie czekała…
Nie,
nie na drugą młodość.
Tyle
wie, że to niemożliwe.
Nie
ma już dnia. Deszczu, który pozwalał
mocniej
łapać oddech, też już nie.
Co
jakiś czas ten sam psiak rozmawia…
może
z duchami?
R., 20.06.2012