sobota, 19 listopada 2016

Na pożegnanie







praca SAGA  DANA TOMASZEWSKA
Gdzie wodospad wody łaknie,
wiatr na sobotę z deszczem się zmawia,
pełnią księżyc złoci fiord,
powstaje wysoka na oceanie fala,
pożółkły trawy,
czapla nie odleciała,
mewy porzuciły na brzegu
rozbite skorupy kraba,
słońce nie ma siły świecić...
gdzie kamień pierwszy,
potem ten bliżej brzegu
obmywa mocniejsza,
w białą pianę przemieniona,
rozbujana woda...
tam
w południowym skrawku
jesiennego ciepła stała kobieta.
Oparła plecy o ścianę baraku.
Pozwoliła promieniom głaskać twarz,
grzać ciało, razić oczy.
Opuściła powieki.
Czerwona plama pochwyciła kolor
kształtem szabli wrysowany
- granatowy.
Zielony spłynął od lewej skroni.
Pomarańcz walczył z czerwonym.
Otworzyła oczy.
Woda, spieszna
grała rytm, melodię spokoju,
wyciszenia,
wspomnień,
przestraszonych marzeń.
Nadziei.
Żalu za przyczyną śpiewu fali,
wypomnienia
- po co stoisz kobieto
na dzikim fiordu brzegu?
Nie zdobi go twoja uroda.
Tak dawno, tak bardzo dawno
byłaś...
czy ładna?
Nikt nie pamięta.
Tylko to, że młoda.



















L., 13.11.2008




czwartek, 17 listopada 2016

Na nowym fiordzie




Horten


Nowego, które młody umysł chłonie, przyswaja z prędkością niedoścignioną, Jej głowa nie mieści.
Powinna nauczyć się, może nawet chciałaby, ale przeszkadza siła niechęci poznawania; niewiara, że też mogłaby wiedzieć, widzieć, doznać. Zawieszenie w nieumieniu trzyma Ją w przekonaniu, że to wystarczające usprawiedliwienie. Wątpliwości lepią się bez żenady, więc dodaje jeszcze jeden powód – wiek. Nie potrafi, bo jest za stara, za późno na takie nowe, które na za dużo pozwala.
Myśli wystrzela i co wtedy? Jak pozbiera to, co się rozbiegło, pognało na oślep, bez opamiętania, myśląc że jak kiedyś – ma trzydzieści lat?
Nieznane nosi płaszcz ze strachu.
Dobrze wie, że stanie się nieuniknione. Już raz wyszła sama, przekręciła w zamku klucz, dotknęła klamki, bo sprawdzała, czy zamknęła mieszkanie. To teraz Jej drzwi i musi do tego wszystkiego, co będzie za nimi przeżywać – dojścia pilnować i chronić.
Nieznany jeszcze sklep jest niedaleko. Idzie tam uliczką lekko zmierzającą w górę. To dobry układ, bo z zakupami w rękach wraca lekko spadając i jeśli nie zapomni podnieść głowy to widzi fiord; na nim prawie zawsze dwa duże promy, jeden płynie przed siebie, ten drugi wraca.
Pomyślała, że mijające się mają lepiej od samotnie płynącego od wyspy do wyspy, tam gdzie kiedyś cieszyła się, jeśli akurat widziała jak wpływał albo wypływał i było Jej żal…
Z ulicy patrzy na duże jednostki i małe łodzie łowiące na nowym fiordzie.
O tej porze dnia słońce obiecuje, że pokaże najdłuższe z promieni; zaraz mówi, że z jakiegoś, sobie znanego powodu, nie mogło; chmury zacierają swoje sine ręce, cieszą się, chmurzą nad fiordem najmocniej jak potrafią. Przez nie woda fiordu wydaje się zimna i szara.
Wszystko ściska mróz. Nie jest to stan, który wyzwala radość, ale i tak… coś ładnego, trzeba patrzeć, brać urok takim, jakim jest.
Chciałaby i tu napić się z tobą kawy, mówić, słuchać…
















H., 29.12.2008 


czwartek, 3 listopada 2016

Czekanie





Czas świtów i zachodów w dalekowschodnich kolorach.
Ona nie ma kiedy pójść na ostrogę, oprzeć pleców o drewnianą szopę hangaru na łódź,
 posłuchać kołysanych słów fali, patrzeć zamkniętymi oczami.
Niebieski, różowy, żółty, szary i pomarańczowy przenikają się w chmurach, mieszają krew.
Opadają na fiord, przemalowują stalową z nocy wodę, zamieniają w niebo.
Rozmazują przez groblę i most, za ptasi cypel, za latarnię, gubiąc sto siódmy raz horyzont.
Pokazują Jej co traci, opuszcza, o czym zapomnieć nie pozwolą.
Zmarzły dzikie trawy, zeschnięte liście, pąki jesiennych stokrotek, płatki ostatnich róż.
Cisza.
Kończy pić pierwszą nowego dnia kawę.
Nieznane jest wciąż groźne.
Czeka.












L., 06.11.2008