wtorek, 26 marca 2013

(...) koję



 Judycie Julii

dotykam portretu twego
malowanego oddaną duszą
niesionego mocą miłości
gdzie gobelin koloru serca
nad głowami
wspólny dach nam buduje
między skałą a fiordem
przy kamieniu ozdobionym foką
ptasich gniazdach żywych wiosną
posążku płochej czapli
trzymającej pierścionek uniesień

nadzieją świateł latarni
że ręce
na brzegu gdzie woda
już kołysze słowa o nas
splotą się w uścisku przysięgi
a góry
ocean
orły oderwane od skały
świadectwem chwile zapiszą
koję przymus rozstania




 

Kawa na wyspie





Ranek chłodem stopy tuli,
 kawa odmianę gorzkiego
w kubki leje, 
dzień potyka się
o wspomnienie.
Noc - znowu tęsknota
gniecie serce.
Myśl gubi się w czekaniu.

Za długie rozstanie,
okrutne w mowie
wypatrywania
w zapadającym zmierzchu.
Męczą niewypowiedziane
słowa o miłości,
którą niosę ci
o każdej porze
dnia bez ciebie.

Jak długo
w pokorze milczenia,
niewypominania losowi,
że dręczy, wytrzymam?

Światło daleko w tunelu świeci.
Przy jego końcu,
w blasku twego przy mnie istnienia,
będę, jak nikt, szczęśliwa
na cudnej wyspie
niezapomnienia,
do której dotrę
po tęczy
opartej
ramieniem tu
i na fiordu brzegu.






 

Ciszą wybrzmi Ich kolęda



 Pamięci dwojga młodziutkich Litwinów, którym serca pękły na wyspie Haramsoya.



Dwie dusze pękły śpiewem kryształu,
porwały młodości jedwabnej nici ślad.
Mewa rozbiła dziobem blask lampionów?
To słońce przepaliło jedwab życia?
Zdradził wiatr?
Dwa orły kołowały
nad fiordu brzegiem dzikim.
Szybowce unoszonych dusz.
Zachodem ostatnim pląsały w każdą stronę.
Dlaczego nie wracały w szczeliny skał?
Ciągle były,
prześwietlały w promieniach
rozpostarte skrzydła.
Obniżyły lot.
Jeszcze... niżej, spokojniej.
Na kamieniach złożyły swój czas.
Przypływ obmywał głazu białą sukienkę.
Sam nie pamiętał po co,
od nowa, raz po raz...
Fiordy przedstawiły rachunek.
Zdumione zawartością
zatrzymały wodospadów łzy!
Przerażone zimnem,
własną chciwością!


Nie pytaj o serce Czarna Perło




Co czujesz, kiedy tkwisz w uporze myślenia, że nikt, że nic... i spostrzegasz w końcu, że tkwisz w błędzie?
Cieszę się, że możemy się dzisiaj przywitać.
Przyjęła dotyk Twojej dłoni. Nie może go zagarnąć i schować głęboko… Jest skarbem, na który czekają rozwiane w przestrzeni wyciągnięte ręce, pozwól Jej dzielić się Tobą...
Czujcie się wybrani… bo możecie złowić biegnącą po „drutach” troskę o Was. Ciepłem Twoich słów myśli o tych, którzy nie mogą spojrzeć w ekran i przeczytać tego, co kołysze duszę, bo go nie mają… Nie śpią gdzieś w swoich domach, znają wszystkie cienie kątów, zagłębienia fotela, takt wrzącej wody tańczący nadzieją, że tym razem ta druga filiżanka też będzie później pusta. Czasem dzwonią,  pomylą się wystukując numery. Słyszą - o tej porze nie dawać ludziom spać, co za chamstwo! Wtedy… wtedy  trochę soli zaciska się w otwartej powiece. Ty widzisz czarne perły łez, łagodzisz czerń… zakładasz sobie na szyję. Mówią, że perły nie mogą leżeć przymknięte wieczkiem, nawet najbardziej misternym. One muszą czuć dotyk człowieka, jego „bycie” - wtedy żyją dalej.
Serca.... bywają jak fiordu brzeg dziki. Lubią, kiedy pamiętasz i przychodzisz na ich najdalszy punkt, ale powiedzieć Ci o tym nie mogą. Czy dlatego - nie pójdziesz w nie jeszcze raz i nie powiesz - masz trochę mojego czasu, bo czas…?
Wygaszasz  ekran, rozglądasz się dokoła i widzisz ich,  wtedy podajesz im siebie…  dziwiąc się światu stwierdzasz, że… też dostajesz. Czasem tylko dobre draśnięcie uczuć, które pozwolą Ci tworzyć Twoje dzieło istnienia.
Co teraz robię? Myślę o Tobie i pozdrawiam. Pytasz, gdzie serce w tym pozdrowieniu? Na tamto czekasz. Nie pytaj. 






L., 21 listopada 2007r.