Co czujesz, kiedy
tkwisz w uporze myślenia, że nikt, że nic... i spostrzegasz w końcu, że tkwisz
w błędzie?
Cieszę się, że
możemy się dzisiaj przywitać.
Przyjęła dotyk
Twojej dłoni. Nie może go zagarnąć i schować głęboko… Jest skarbem, na który
czekają rozwiane w przestrzeni wyciągnięte ręce, pozwól Jej dzielić się Tobą...
Czujcie się wybrani…
bo możecie złowić biegnącą po „drutach” troskę o Was. Ciepłem Twoich słów myśli
o tych, którzy nie mogą spojrzeć w ekran i przeczytać tego, co kołysze duszę,
bo go nie mają… Nie śpią gdzieś w swoich domach, znają wszystkie cienie kątów, zagłębienia
fotela, takt wrzącej wody tańczący nadzieją, że tym razem ta druga filiżanka
też będzie później pusta. Czasem dzwonią, pomylą się wystukując numery. Słyszą - o tej porze
nie dawać ludziom spać, co za chamstwo! Wtedy… wtedy trochę soli zaciska
się w otwartej powiece. Ty widzisz czarne perły łez, łagodzisz czerń… zakładasz
sobie na szyję. Mówią, że perły nie mogą leżeć przymknięte wieczkiem, nawet
najbardziej misternym. One muszą czuć dotyk człowieka, jego „bycie” - wtedy
żyją dalej.
Serca.... bywają
jak fiordu brzeg dziki. Lubią, kiedy pamiętasz i przychodzisz na ich najdalszy
punkt, ale powiedzieć Ci o tym nie mogą. Czy dlatego - nie pójdziesz w nie
jeszcze raz i nie powiesz - masz trochę mojego czasu, bo czas…?
Wygaszasz ekran, rozglądasz się dokoła i widzisz
ich, wtedy podajesz im siebie… dziwiąc się światu stwierdzasz, że… też
dostajesz. Czasem tylko dobre draśnięcie uczuć, które pozwolą Ci tworzyć Twoje
dzieło istnienia.
Co teraz robię?
Myślę o Tobie i pozdrawiam. Pytasz, gdzie serce w tym pozdrowieniu? Na tamto czekasz.
Nie pytaj.
L., 21 listopada 2007r.