Nie
zniecierpliwisz się, jeśli zacznę o wietrze? On znowu był, a Ona…
Kiedy wydawało się, że odpada róg domu i szyby w jego wyciu
uciekają, gną się do środka, powiedziała, że już dawno
polubiła jego dziki śpiew i słów rym. On zawsze przyprowadza ze
sobą deszcz.
To
nie jest ten deszcz, tylko ta deszcz. Ten wiatr i ta deszcz są już
tak dawno razem, że nikt nie pamięta, od kiedy. Z ich miłości są
wodospady, rzeki, strumienie i wszystkie inne wody, które też
wysychają z tęsknoty…
Dobry
wieczór.
Dziwię
się, że jeszcze o Niej myślisz i przychodzisz pytać, czy w końcu
zobaczyła ten skrawek… Ona teraz nową myśl chwyciła.
Powiem
ci, powiem. Później. Kilku dni trzeba.
Teraz
pytała, wypytywała aż do wieczora, czy inne domy też wiatr
fundamentom zabiera?
Ten
Jej taki ulotny w wichrowych porywach. Tym bardziej przestanie się
bać, jak zwykle, na przekór. I jeszcze raz wyjdzie na szkwał,
odwróci się, żeby przewiał plecy, stanie, popatrzy zwietrzonymi
oczami i znajdzie coś, czego ktoś przed nią nie zauważył. Bo
jeśli był chwilę wcześniej w tym samym miejscu i patrzył w tę
samą stronę, to już nic nie jest takie, jak było.
Kolory,
cienie, odcienie, barwy, przypływy i odpływy. Tak dzień po dniu,
godzina po godzinie, ten Jej świat wędrówki się zmienia.
Milczy,
też nic nowego. Szła brzegiem, znowu po kamieniach, tylko inaczej
-gdzieniegdzie tylko wpadała w ukryte trawą zagłębienia. Mokre
dołki. To nic.
Dla
patrzenia z brzegu w granatową wodę da się podtopić, bo później
spojrzy w niebo. Będzie wiedziała gdzie pękło i dlaczego. Usłyszy
duży statek i łódź, prom, za chwilę zobaczy.
Zwiesi
głowę, będzie szukać, znajdzie.
Zawsze
leżą gotowe do ocalenia, muszelki zmęczone czekaniem, bezbronne.
Nie pamiętają, woda je wyrzuciła, czy ptaki w odpływie wyrwały z
kamienia?
Przez
nią czapla zerwie się z dzikiej ostrogi, odleci. Podpłynie nowa
woda. Odpłynie. Jeszcze raz i od nowa, do zapomnienia, zgubienia…
A
ty co powiesz? Już noc, mrok, deszcz traci siły. Czas przed
czekaniem na sen i nowe świtanie.
Dobrze,
jak chcesz…, jeszcze z tobą zostanie.
L.
22.02.2008