piątek, 4 marca 2016

Szuka wiatr poetów




Wieje bez złości, tylko się skarży, że jemu źle. Ktoś znowu wydrążył ranę stwierdzeniem, że wiatr, to tylko wiatr; nawet nie próbując posłuchać, nigdy… co w pędzie mówi i dlaczego.
Teraz też musiał nadlecieć nad ocean i wyspę, później ogarnie ląd.
Chciał powiedzieć, że wie, dlaczego… nie powiedział Jej.
Nie umiał - pętany obawą, że też nie potrafi go słuchać.
Jest wieczny, zawsze będzie wietrzny i będzie nadlatywał.
Wie, że kiedyś Jej nie znajdzie. Tak jak nie mógł odnaleźć wyspowej dziewczyny płowej.
Zawiewa każdą szczelinę, szuka tego, który pisał wiersze, rozpalał umysły i dusze; ze smutkiem powiedział nie tak dawno, że najgorzej jest - odejść bez pożegnania... to dokąd zniknął...
Nikt nie wie, czy rozstał się z wichrem… z Nią?
Odbija się od skał, wietrzny poszukiwacz; tych najwyższych, bo stamtąd najbliżej do nieskrępowanej przestrzeni, wolności słuchania uderzeń zbuntowanych wód oceanu, szukania ukrytych promieni tłamszonego chmurami słońca; wie, że pozornego wyzwolenia, bo dobrowolnie wróci tęsknić za tym, który zniknął z listów, wielu oczu. Tak czy inaczej – wiatr, jak poeci - milczeć nie potrafi.
Wieje i obiecuje, że śnieg zdmuchnie, trochę ciepła przyniesie, odsłoni w pojesiennej trawie tylko żółte prymule, na łąki wpuści wczesne stokrotki, strzepnie jeleniom kleszcze, przegna z dnia ciemność, wzmacniając huk wodospadu sprawi, że Ona…

















L., 17.03.2008

12 komentarzy:

  1. Wiesz, Alinko? Jestem mocno przeziębiona. Spędziłam weekend w łóżku. Wciąż jeszcze mam gorączkę i zastanawiałam się, do jakiego świętego/świętej - pomodlić się, żeby ją zabrał.
    Mnie absolutnie niepotrzebna, bo i bez niej - kołowrotek w myślach:)

    Zaglądałam przez te dni do Ciebie, ale nie byłam w stanie zostawić śladu. Wszystko mi się mieszało. Wolałam poczekać, aż zrobi się /jaśniej/.

    Przeczytałam Twój tekst.
    Przepraszam, że komentując Cię, nie zawsze odnoszę się tylko i wyłącznie do tekstu. To nie wynika z braku szacunku, po prostu - bywa, że po zagłębieniu się w Twoje słowa - wracają pod powieki jakieś zapomniane obrazy, albo całkiem jeszcze świeże, dopiero gdzieś w sercu i głowie - analizowane. Chciałabym się tym z Tobą podzielić, żeby się nie straciło, nie zniknęło we mgle.

    Dziś opowiem Ci o pewnej osobie.
    Poznałam ją jesienią, zeszłego roku. To wspaniała, mądra kobieta.
    W tym roku skończy 70 lat.
    Już dawno jest na emeryturze, ale że kiedyś pracowała jako pielęgniarka, wciąż jeszcze zdarza się, że wykonuje jakieś zlecenia, nikomu nie odmawiając pomocy.
    W taki sposób się właśnie poznałyśmy. Przy /alercie chorobowym/:)
    Może już Ci kiedyś pisałam, o moim bracie. Mieszka z rodziną na wsi. W pięknym miejscu. Uwielbiam takie klimaty.
    Odwiedzam ich, gdy tylko mogę. A że brat często wyjeżdża w delegacje, to i pomagam, w czym tylko potrafię. Jesienią moi bratankowie zachorowali, najpierw jeden, dwa dni później - drugi.
    Lekarz zlecił zastrzyki. Bratowa dostała zlecenie dla pielęgniarki, na iniekcje w domu pacjenta.
    Pielęgniarka z przychodni, przyjeżdżała przez dwa pierwsze dni, a później zadzwoniła, że jest chora, nie ma /zmienniczki/ i że na kolejne zastrzyki, trzeba będzie przyjeżdżać z dzieciakami do Ośrodka Zdrowia.
    No chyba, że bratowa zwróci się do Pani Janeczki.
    Emerytowanej pielęgniarki, mieszkającej w sąsiedniej wiosce, która być może zgodzi się pomóc.
    Dostałyśmy numer jej telefonu.
    Nikt nie odbierał, pojechałam na miejsce.

    OdpowiedzUsuń

  2. Panią Janeczkę spotkałam przed jej domem. Wraz z psem Pufim, wracała właśnie ze spaceru.
    Po wysłuchaniu mojej prośby - powiedziała, że za pięć minut będzie gotowa. Tak po prostu. Urzekła mnie tym.
    I urzekła mnie swoimi opowieściami.
    W trakcie jazdy samochodem, opowiedziała mi trochę o swoim życiu.
    Za każdym razem, gdy po nią przyjeżdżałam, a później ją odwoziłam - dowiadywałam się czegoś o Niej.
    Polubiłam te chwile. Zdarzało się, że czasem zostawałam na moment, zapraszała na kawę, nie odmawiałam. Polubiłam Ją. Chłonęłam jej słowa, słuchałam, bo czułam, że warto. Bo wiem, że warto, zawsze warto. Może się zdarzyć, że ktoś kogo spotkamy na swojej drodze, będzie nam miał coś ważnego do przekazania. Jakieś /credo/, które okaże się cennym przepisem na to co przed nami.
    Nikt z nas nie wie, /co czeka za rogiem/, a cokolwiek by to nie było - warto mieć w sobie coś promiennego, lek na każde ryzyko. Na wszystkie jego stopnie. Promyki trzeba cenić, potrafią być bardzo blisko nas i w tej bliskości - są piękne. Ludzie też są takimi Promykami. Trzeba to tylko umieć odkryć.

    Przypomniały mi się słowa Alberta Schweitzera
    /Żaden promień słońca nie ginie, lecz zieleń, którą on budzi, potrzebuje czasu, aby wzrosnąć./

    Myślę, że tak właśnie jest, wszyscy z którymi się stykamy, darowują nam jakąś cząstkę siebie, i w tej cząstce żyją w nas. Ich i nasze dusze - łączą się i po jakimś czasie urastają marzenia, rośnie wiara, nadzieja. Rozmiękamy, stajemy się cieplejsi.

    Pani Janeczka od 15 lat mieszka sama. Trzy lata temu przygarnęła bezdomnego psa. Wyleczyła mu chorą łapę, dała imię, dach nad głową i miłość.
    Pufi, o czym miałam okazję się przekonać, ma zabawny sposób bycia - bez problemu /wpuszcza/ do domu gości, bez jednego szczęknięcia nawet.
    Z wyjściem jest problem, gdy zauważa, że ktoś szykuje się do odejścia - staje pod drzwiami wyjściowymi i szczerzy zębiska. Nie ma mowy o opuszczeniu domu bez zgody jego właścicielki:)

    OdpowiedzUsuń

  3. Mąż Pani Janeczki chorował na SM. Poruszał się z trudem, na końcu już tylko o kulach. Choroba wyniszczała go coraz bardziej. Nie można go było uratować. Odszedł.
    Jej dwaj synowie też już dawno opuścili dom rodzinny. Mieszkają za granicą i tam założyli rodziny. Jeden w Niemczech, drugi we Włoszech. Od czasu ich wyjazdu, czyli od 12 lat - Pani Janeczka widziała ich tylko cztery razy. Swoje wnuki zna tylko ze zdjęć. Porozmawiać z nimi nawet przez telefon nie ma jak, bo każde z nich zna tylko kilka słów po polsku. Za mało, żeby zrozumieć to co chciałaby powiedzieć babcia.

    Dom, który zamieszkuje od dnia ślubu z mężem, jest ogromny, ale nie ma kto o niego dbać, więc widać, że czas robi swoje i budynek niszczeje.
    P. Janeczka o remoncie nie myśli, bo jak mówi - na co, po co i komu?
    Jej nie potrzeba więcej niż to co ma. Synowie do Polski nie chcą wracać. Więc i starać się nie ma dla kogo. Niech wszystko więc zostanie tak jak jest.



    Wcześniej było inaczej. I inaczej być mogło i później, ale jak to się czasem zdarza - nie w każdej rodzinie sprawy układają się różowo, szczególnie gdy chodzi o sprawy majątkowe.
    Mąż P. Janeczki miał dwóch braci, i dopóki żył ich ojciec - respektowali, jego wolę, że oni zostaną spłaceni, a najmłodszy syn, zostanie na ojcowiźnie, tym bardziej, że choroba nie pozwoli mu na szerokie rozłożenie skrzydeł, tak jak udało się to zrobić jego braciom. Teść Pani Janeczki popełnił jednak błąd - nie spieszył się z zalegalizowaniem swojej woli u notariusza. Może uważał, że jego słowa wystarczą, że synowie zastosują się do tego, co obiecali.

    Po śmierci starszego pana, a później i jego żony - zaczęła się wieloletnia rodzinna wojna.
    Bracia zażądali ponownej spłaty. Mąż Pani Janeczki, nie miał dokumentów zaświadczających, że taką spłatę już otrzymali. Był bez szans.
    Dom i wszystko co wokół niego, ogromny sad, pobliski lasek, dwa stawy - wszystko to zostało podzielone na trzy części.
    W domu nie można było zrobić nic bez zgody wszystkich właścicieli. A starsi bracia nie godzili się na remont, bo nie zamierzali się do niego dokładać. Nastał czas marazmu, przeplatany kłótniami, które pogarszały zdrowie męża i powodowały coraz częstsze wizyty w szpitalu.

    Pani Janeczka została wdową. Synowie nie widzieli dla siebie przyszłości w Polsce, - wyjechali.
    Starsi bracia nieżyjącego męża - wycięli sad, do ostatniego drzewa. Widziałam na pokazanych mi przez P. Janeczkę zdjęciach, jak pięknie tam było kiedyś, zielono. I nagle - taka pustka. Pusto w domu, pusto wokół domu, jakby cała okolica zamarła, pusto w sercu.

    OdpowiedzUsuń

  4. Kłopoty z braćmi męża skończyły się w ciągu dwóch lat. Tylko o tyle przeżyli młodszego brata. Jeden zmarł na zawał, drugi zginął wracając z pracy. Był pod wpływem alkoholu. Spowodował wypadek samochodowy.

    Dzieci obu z nich, również przebywają za granicą. I podobnie jak synowie P. Janeczki - nie zamierzają wracać.
    Z ojców, prawo do majątku przeszło na kolejne pokolenie, tyle, że nikt tego majątku nie chce.

    Ci, którzy się o niego szarpali - nie zabrali go do grobu.
    Ci, którym się on teraz należy - nie chcą mieć z nim nic wspólnego, uznając tylko za niepotrzebny kłopot.

    P. Janeczka mówi, że w chwilach gdy świat staje na głowie, tylko przyroda pozostaje niewzruszona, zachowując spokój.
    Wokół domu nie ma już drzew, nie ma krzewów owocowych, nie ma grządek, ogródka z kwiatami, ale jest za to trzcina. Całe morze trzciny.
    Gdy synowie byli mali, musieli biegać po nią dosyć daleko, żeby jej naciąć. Przy pomocy matki, przygotowywali sobie świąteczne wielkanocne palmy. Używali do tego właśnie trzciny, jej górnej części nazywanej wiechą.

    Przez lata, trzcina dokonywała ekspansji terytorialnej.
    W końcu rozlokowała się po sąsiedzku ... gdy wieje silniejszy wiatr, sitowie wydaje się ożywać, i z okien domu można wysłuchać całej gamy dziwnych dźwięków. To jest takie naturalne, że roślinność przejmuje władze nad ziemią, którą człowiek przestał otaczać opieką. W pobliżu płynie ciek wodny, coś w rodzaju strumyka. Na nim kładka, a za kładką ławeczka. Miejsce odpoczynku Pani Janeczki. Miejsce, w którym jedynymi towarzyszami są pies, trzcina i wiatr.

    Wszyscy uczą się siebie, od siebie nawzajem.

    I ja się czegoś nauczyłam.
    Dojrzewam, żeby to we mnie wzrosło, dojrzało, żebym mogła o tym opowiedzieć:)

    Alinko, przytulam Cię mocno. Bardzo mocno:***
    Wybacz małej wariatce, te słowotoki. Staram się streszczać, ale ze słowem nie wygram. Silniejsze ode mnie. Się pcha, że hej! :)
    Musiałam /podzielić się/ na kilka wpisów, bo w jednym nie chciało mnie opublikować;)



    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie Ona... Wiatr nie musi mówić do tych, co nie słuchają, on właściwie nie musi niczego. Może tylko mógłby choćby rozgrzać się odrobinę zanim Ją przewieje na wskroś. A ja znowu przywołałem słowa: "...Oj wietrze, dobry wietrze znalazłeś moje dziewczę ale po coś po świecie tak szalał i dlaczegoś ją wietrze, odnalazł...". Albo: "...Gdy w oczach twych ogniki gwiazd znów będę chciał zobaczyć, przypomni mi przelotny wiatr, że inny już w nie patrzy...". Och, dosyć, choć o wietrze jest znacznie więcej.
    Wróćmy do Niej. Ona jeszcze ma tyle do powiedzenia, tak wiele ścieżek do pokazania, że tylko patrzeć, jak wyjdzie na spotkanie z wiatrem i z nami.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można powiedzieć - tak dawno był marzec, tak niedawno był...
      A to sił nie było na chwilę rozmowy, która często przynosi więcej, niżby mogło wynikać z zapisanych zdań.
      Pozdrawiam cię i dziękuję, LE.

      Usuń
  6. Przyszłam przytulić. Mocno, mocno, najmocniej jak umiem:**

    Zostawiam uśmiech numer 7, najcieplejszy z ciepłych:))
    I wazonik z żonkilami. Same przystojniaki, pewne siebie, jak nie wiem co;)

    Razem z Misiem, życzymy Ci dobrej nocy, Kochana, a jutro - pogodnego dnia:):******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daanuś, nie tylko ja czytałam Twoją opowieść. Jest bardzo chwalona za Twoją niezwykła umiejętność przekazania zdarzeń, odczuć, tęsknoty, która jest różna w kolejnych duszach, ale zawsze dotkliwie przykra.
      Dziękuję za Twoją wspaniałą opiekę.
      Bardzo.

      Usuń
  7. Gęsi wróciły i słońce rozrabia już dłużej.
    Będzie widokowa hytta na szczycie, wyobrażasz to sobie?
    Dziś opowiedziałam nasza historię przyjaciółce,z którą zaczynamy projekt właśnie z naszym miejscem związany.
    Kawę przynoszę na chłodne popołudnie, znów wyruszę od nowa w naszą wspólną wędrówkę.
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja J., my teraz oglądając zdjęcia, które w internet wpuszczają ludzie mojej i ich wyspy, mamy mocny ścisk w piersiach i zamazane oczy.
      I tak nam zostanie.
      Ale mamy też chwile szczęśliwe, gdy uprzytamniamy sobie, że jest tam ktoś po nas - Wy.
      Dziś zabierz mnie, żebym nie tylko po mapie...

      Usuń
    2. Dziś zabieram Cię w mój projekt, który zaczął się już tu, moim zachwytem nad Twoim.
      Kawę zostawiam i czekam na Ciebie.
      J.

      Usuń
    3. Teraz moja kawa ze mną czeka na Ciebie...

      Usuń