Horten /klikając powiększysz/ |
Moss |
Moss |
Tablica na promie pływającym z Moss do Horten |
Garść nitek - dni
życia. Niekiedy wielki motek. Część poplątanych. Niektóre - idąc od świtu do świtu, rozsupłują się,
opadają swobodnie. Jeszcze inne, niezauważone - wyślizgują się, giną z oczu. Są
już nie do odnalezienia - zostają tam, gdzie spadły.
Nie pomoże
znajomość przysłów, złotych myśli. I tej prawdy, że rób wszystko tak, jakby
jutro na to nie było już czasu. Z niechęci, albo ze zmęczenia, zostają zadania
niedokończone. Im więcej w nich niewiadomych, mniej danych, tym trudniej
będzie, ocalałym, posprzątać po zagaszonym życiu.
Zaskoczenie bywa
wzmocnieniem obrony. To nie musi być odpór sztyletu ze słów.
Choroby!
Wyskakujące z uśpionych wulkanów człowieczych. Przewlekłe, wydające się – bez
mocy sprawczej. I te nagłe, niby wiadome, jednak z mocnym pytaniem, dlaczego?
Wtedy czas musi się
rozdwoić, rozłożyć ramiona i sięgać na dwie strony. Jedno ramię walczy, zdobywa
zdrowie. Drugie – niepewne i często za słabe, porządkuje, wyjaśnia, zapisuje,
rozrysowuje, dyktuje. Z wewnętrznym przekonaniem, że chaos i tak zostanie, bo
teraz – jest już za późno.
Na to nałoży się
jeszcze złośliwość usprawnień wynalezionych przez ludzkość. Wszystko stanie
-oprócz choroby. Ta ma własną, odrębną logikę i potrzebę rozprzestrzeniania. Będzie leniwa, albo, jeśli zechce jej się
machnąć ręką na dotychczasowe lokum, to się wyniesie. Gorzej, kiedy się uprze i
postanowi zniszczyć wszystko, czego się dotknie. Wtedy z chorobą się przegra.
Czas odejścia upomni się o żywe. Śmierć w drzwiach stanie. Nie wyjdzie, dopóki
nie dostanie tego, po co przyszła. Tragiczna - utnie wszystko jednym
zamachnięciem.
Bałagan jest
silniejszy od każdego jej rodzaju. Niech chociaż on zostanie?
Witaj.
Pada deszcz. Nie
zacina. Weźmy jakieś lekkie kurtki. Chodźmy na przystań, do portu. Popłyniemy
na drugą stronę. Jest już prom. Jeśli nie chce ci się człapać po schodach, to
pojedź windą. Spotkamy się przy wejściu. Kupimy bilety.
Popłyniemy za około
piętnaście minut. Możemy wyjść na zewnątrz i spokojnie pogapić się na wszystko, czego sięga
wzrok. Patrz! Wszędzie meduzy, jakie duże. Sześć… Tam siódma. Bardziej w prawo,
tak tam – cała ich kolonia. A na tym podłużnym kamieniu - to kormorany.
Łabędzie gdzieś zniknęły. Miasto pięknie wygląda od strony wody, Prawda?
Deszcz zaczyna dobierać
się do nas, chodźmy do środka, kupimy sobie lody. Silniki pracują na
wypłynięcie. Mamy pół godziny na rozglądanie się, wypatrywanie nielicznych dziś
żaglówek, statków. Tam, widzisz? Na tej wysepce. To wygląda jak zamek.
Nigdy, nigdy przed
przyjazdem na wyspę, potem tu, nie pływalibyśmy tyle. Ty też przedtem wcale?
No, nie śmiej się. A po co miało mnie nieść na jakiekolwiek wody? Przecież
pamiętasz, Cyganka powiedziała: strzeż się - dużej!
Dopłynęliśmy, chodźmy,
już wypuszczają.
Tak, tu przy porcie
nie jest tak ładnie jak tam. Za to za kilka minut poczujesz miasto.
Chodźmy najpierw
nad kanał. Patrz tam! Jak pięknie mieszkają ludzie w domach. Z okien patrzą na fiord i przeciwległy
brzeg. Masz rację, jak mogli postawić tam, nad samą wodą takie ogromne fabryki.
Postawili. Z wysokimi, od czasu do czasu mocno dymiącymi kominami.
Oszklone tarasy
domów kryją sporo. Tam, na piętrze, na ścianach ogromne obrazy, tam kolekcja
kubków, tam wiszą talerze zdobione morską treścią. Przed domami zielono,
kolorowo od kwiatów i krzewów. Masywne, drewniane stoły i ławy z żeliwnym
oparciem, ustawione na tarasach między domami. Stoją, niechronione przez płoty.
Pada, a jest
przyjemnie, prawda?
Do ulic przejdziemy
pod wiaduktem kolejowym. W końcu zobaczymy pociąg dawno nie widziany pociąg.
Tak, przed nami miasto.
Czujesz jego życie? Jest stary kościół. Tam dalej, ten pudełkowy, nowoczesny w
architekturze – to katolicki.
Dużo nowych
chodników. Na nich, dla dzieci, porozstawiane huśtawki, koniki na sprężynach,
drewniane zamki z wieżami.
Skwery obsadzone
rododendronami.
Biurowce.
Sklepy małe, i
ogromne - z łącznikami, podziemnymi garażami, zajmują kawał ulicy.
W głębi stare,
wąski uliczki. Domy niewielkie, drewniane, kolorowe.
I tu widać
zamiłowanie do posążków, rzeźb, figurek. Spójrz, to o tym żelaznym chłopcu jest
gdzieś wiersz!
Pada coraz mocniej.
Wejdźmy tu. Zjemy coś, napijemy się kawy. Może dobrze nas nakarmią. To nic, że
będziemy jedyni. Niekoniecznie jest tak, że jeśli lokal pusty, to znaczy, że
musi być niesmacznie.
Widzisz? Wszędzie
czysto. Dania robią przy nas. Zaraz dostaniemy. I dobrze, bo zapachy nie dają
żyć. Co zapamiętamy? Ja też, tak jak ty – posiekaną kapustę w przyprawach.
Pizza, chociaż pyszna, to znana. Kawę też. To ona sprawiła, że…
Czas na nas,
wracamy.
H., 29.07.2009
I rzucająca się w oczy czystość. Tu wszystko ma swoją wartość i być może te fabryki psujące widok inaczej są postrzegane przez pragmatycznych mieszkańców. Zresztą nie do końca takich pragmatycznych, bo przecież zbierają wytwory artystyczne, dostrzegają potrzebę ubarwienia rzeczywistości, nie odbierają kultury jako niepotrzebny dodatek.
OdpowiedzUsuńCóż, dzięki tej wycieczce udało się oczyścić myśli z nieprzyjemnych fragmentów,które i tak wrócą i boleśnie dadzą znać, jakie są ważne. Jednak w większości z nas dominuje mentalność dzielnej orkiestry grającej na Titanicu do ostatnich życia chwil. Może to jest właściwe, tak trzeba, głowa wyżej, niż okoliczności pozwalają?
Lato w pełni, słońce, tak upragnione w chłodne i chmurne dni - daje się mocno we znaki. Pora odpoczynku gdzieś nad wodą dla większości ludzi niestety jest nieosiągalna. Dlatego bodaj kilka chwil, jakaś forma wycieczki - choćby z Tobą, jako przewodnikiem - jest niezmiernie cenna.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
"Jednak w większości z nas dominuje mentalność dzielnej orkiestry grającej na Titanicu do ostatnich życia chwil." Przytoczyłam Twoje słowa, bo jestem w bardzo zbliżonym myśleniu.
UsuńCzuję to też tak, że kiedy teraz potrzebuję czasu na uporządkowanie wielu spraw, żeby później dzieci nie musiały zmagać się z moimi niedokończeniami, to tych chwil do wypełnienia zadania coraz mniej. Nie potrafię wyobrazić sobie sierpnia, o październiku nie śmiem myśleć, jakby to wszystko mnie miało już nie tyczyć.
Dlatego spieszę z herbatą i pozdrowieniami, podziękowaniem za to, że poszedłeś :))
A ja przeczytałem niedawno wyznania pani, która teraz ma 85 lat i wykłada, co robić aby długo cieszyć się życiem. Według niej, nie wystarczy lubić życia, trzeba w nim się zakochać! I rozmawiać ze swoją duszą tłumacząc jej, jakie piękne jest życie i przekonywać ją, by jeszcze zechciała pozostać w ciele, doznawać rozlicznych uroków życia, nie spieszyć się tam...
OdpowiedzUsuńNie masz mi nigdy za co dziękować. Przychodzę, bo chcę i myślę, że dużo korzystam na swoich odwiedzinach. Ciągle się uczę czegoś nowego, innego spojrzenia i tylko czasami bronię się rękami i nogami przed zbyt pesymistycznymi stwierdzeniami. Bo widzisz, wolę, gdy szklanka jest do połowy pełna, niż do połowy pusta. Od dzieciństwa - po lekturze "Dzieci z Bullerbyn" - uznałem, że wolę powiedzieć np. o, jak fajnie się kurzy czy znowu pada, roślinki będą pięknie rosły. Moje dzieci nie powiedzą "fe, jaka wstrętna żaba (czy mysz)". I tak zabudowuję świat wokół mnie, oczywiście nie zawsze wszystko idzie po mojej myśli.
Reasumując: Twoje spojrzenie na świat wzbogaca mój i to ja powinienem Ci dziękować.
Pozdrawiam serdecznie.
Dopiero dziś znalazłam Twój wpis.
UsuńWiesz, w lipcu 2015 już wiedziałam, co przede mną. Właściwie już na koniec czerwca. Nie chciałam Cię straszyć.
Zbliża się końcówka lutego. Dobrze, że nie wiedziałam wtedy wszystkiego, przez co przyjdzie mi przejść. Nie tylko mnie, także tym nieszczęśnikom, których spotkałam w szpitalu. Ci mocniej poturbowani dodawali sił.
Co dalej? Nie pytaj, bo sama boję się pytać.
Zostawiam pozdrowienia.