sobota, 11 kwietnia 2015

Mglisty list





Mgła, nie pierwszy przecież raz, wilgocią rozlała się na miasto. Potwierdza to prom, który od świtu co jakiś czas buczy. W taki dzień, kiedy wszystko szarym się nazywa - komórki, dotychczas też w tym kolorze, w siwy dym każdą myśl zawijają. Bunt nic tu nie pomoże, żal też. Mgła sama pójdzie sobie. Za nią czas, w którym była.
Witaj.
Czy wiesz, jak Ona te swoje listy pisze? Zaraz powiem. A tak, że mało kto zechce wysilić się na odpowiedź, na którą czeka… czeka jeszcze, potem też...  Zaczyna przegryzać, podgryzać nie tylko chałwę, wciąż jest po stronie w którą nie wolno nawet patrzeć. Popija kawą, nie wie którą, bo tak łatwiej zrzucić winę...
To nie  Jej wina, że nie schudnie, tak w myślach mówi.
Wiem, że tylko przez siebie robi to, co sobie robi. Mogła nie pisać.
Teraz nie musiałaby pytać ścian, czy to, co Ci się ostatnio przytrafiło, zabolało podle, mniej gniecie. Może powoli zapominasz?
O duszy zawiedzeniem rozdartej, jak skóra kolcem róży zahaczona, wie więcej... może nawet od Ciebie…
Martwi się. Potem powiesz, że niepotrzebnie, bo wszystko dobrze się skończyło. Źle?
Zrozum, przez Ciebie Ona nic nie wie.
Przez siebie? Po co tyle myśli, przejmuje się, razem z Tobą żałuje, dźwiga cichą skargę?
Nie? Skąd wiesz, może to Ona chciałaby Ci powiedzieć, pokazać jedną, jedyną, tylko maleńką łzę. Nie może. Nie dostała jeszcze odpowiedzi. Teraz wiem tyle, że nieważny był Jej list. W tym samym czasie przyszły do Ciebie inne…  pachnące pierwszą wiosną..
To prawda...  każdy ma tęsknotę. Tylko swoją, taką nie do powtórzenia i nie do wyrażenia - za tym, co będzie, czego jeszcze nie znasz; nie określasz, choć spodziewasz się, że Twoje serce może zadrżeć, jak nigdy dotąd - miłością, strachem, przerażeniem, wyrzeczeniem, obietnicą wybaczenia, poznaniem dna i bólu odartych do krwi dłoni, kiedy będziesz wydobywać się po sznurze z życia - ku swojemu słońcu.

Dzień skończył we mgle.



H. 10.04.2009

2 komentarze:

  1. List, powiadasz umknął uwagi pośród tych pachnących wiosną? Nie do końca tak mogło być. Może te pachnące wiosną są tym, czym była ostatnia gra orkiestry na Titanicu? Dla zachowania resztek kondycji psychicznej ludzie potrafią czerpać lekarstwo właśnie od tych listów pachnących (wiosną, złudzeniami, miłością itp.), które oddalają od nich smutną rzeczywistość? Albo po prostu chcą tańczyć, póki gra orkiestra i nie gaśnie światło (jak u Osieckiej w "Niech żyje bal", bo "drugi raz nie zaproszą nas wcale"?). Jeśli chodzi o mnie - nieoczekiwanie wiele radosnych chwil wniosła w moje życie najmłodsza wnuczka, patrząca na dziadka wzrokiem pełnym ufności, wiary w czarodziejską moc dziadka, który "wszystko potrafi". No, dosyć o tym, to się nieoczekiwanie pojawiło.
    Może być i tak, że oddalamy (zgodnie z ludzką naturą) od siebie, starając się wyrzucać z pamięci te smutniejsze przejawy życia, nasze słabości, kłopoty i cierpienia (czasami za innych, bardziej gruboskórnych). Nie umiem rozstrzygnąć ale wiem, że potrzebne są nie tylko "listy pachnące wiosną". Życie to cała paleta barw i cała gama dźwięków - wówczas jest prawdziwe i pełne.
    Wypiłem już kawę i mam nadzieję, że "wydobrzałaś" na tyle, by powrócić do pachnącej kawy, której nawet najlepsza herbata nie zastąpi.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, LE, ten tekst, jak pamiętasz, pisałam dawno. Przypomniałam sobie o nim po obejrzeniu filmu "Wielkie piękno". Niestety na ekranie laptopa, dlatego wiele mi umknęło, mam zamiar zasiąść do oglądania jeszcze raz, ale wybrałam sobie z filmu najważniejsze... ledwie zaznaczoną przyjaźń, jednak z całości projekcji - najważniejszą w moim odbiorze.
      Przyjaźń pisze szary list, który ginie w natłoku kolorowych, czeka, bo odbiorca zostawia sobie otwarcie na później, może na deser? A może myśli, że i tak jeszcze te szare dotrą, jak gołębie, które znają drogę.
      Więcej już nie mówię, dzisiaj mam słabą nie tylko głowę...
      Namówiłeś mnie, wypiłam może sześć łyczków, na przywrócenie nie tylko smaku.
      Dziękuję Ci za pamięć, LE, pozdrawiam :)

      Usuń