poniedziałek, 25 marca 2013

Wspomnienie z wiosny






Witaj, dzień dobry.
Wiesz, czasem dzwonimy do kogoś, kto  jest już wiele lat bez swojej kobiety.

Lubiło ją  dużo ludzi.  Ani mróz, ni deszcz, wichura albo upał, nie były powodem  tego, że nie wsiadła na rower i nie pojechała do kogoś, kto ją wezwał. Zrobiła każdy zastrzyk, opatrunek. Czasem jechała, chociaż wiedziała, że ten ktoś czeka nie na bandażowanie, tylko na kawałek człowieka.

Później,  ze szpitala wyszły trzy "amazonki". Wypiły sporo wspólnych kaw. Jeszcze później - na stoliku stawiały dwie filiżanki, bo ta od trzeciej pojechała nad morze i dała się unieść falom, a te nie chciały jej długo kołysać i rzuciły na dno. 
Następnym później - wpadł do domu i powiedział, że jeśli chcę ją zobaczyć, to żebym się nawet nie przebierała…

Leżała w pokoju, w nocnej koszuli, przykryta kołdrą. Nie wiem skąd wzięli się przy niej obcy. Byliśmy i już. Zastanawiałam się, jak to możliwe, co jej powiedzieć, co dać na drogę? Czas szalał. Czy to wypada przy niej być? Odbieramy prawo bycia z nią rodzinie? Byłam.
Westchnęła a oni uznali, że jej nie ma. Ktoś zaczął  "zdrowaś Mario" i głos się urwał, zaczął się płacz.... wtedy głośno i wyraźnie zaczęłyśmy, ja ze mną, od początku to "zdrowaś..." Przybywało głosów. Nie pamiętałam ile razy trzeba powiedzieć jej to "do widzenia.". Myśli i strach tłumiły pamięć. Powiedziałam dziesięć razy, wszyscy za mną. To był chór zgodnych głosów, a ja nie byłam mną, bo ja jestem nieśmiała i słaba, a głosy ciągnął czyjś zdecydowany, mocny rytm słów.
Dopiero po wyjściu z cmentarza płakałam. Też dlatego, że nad losem jej i swoim płakała matka. Ta kobieta stała samotnie.  Jak chwiejące się drzewo. Podeszłam, stanęłam za matką i ją objęłam. Drżała. Dlatego może  sięgnęłam do jej dłoni. Były zimne. Nie oglądała się za siebie. Tak zwyczajnie przyjęła trochę obcego ciepła. Więcej tej matki nie widziałam. A jej mi cholernie brak, tak jak tej z klamki i tej, z którą razem dojeżdżałam do szkoły i która też jest z tamtymi, z młodziutkim piekarzem, kolejarzem.
Ktoś zapyta, co z trzecią "amazonką"? Dostała siedem lat wschodów i najróżniejszych zachodów.

Kiedyś opowiem Ci o panu, który mówił " niech pani zapisuje wszystko co mówię, bo niedługo zniknę, a pani zapomni co powiedziałem". Niedługo zniknął.
A dzisiaj, to musimy wyjść  z tych ciemności w słońce. Nacieszyć się tym, że żyjemy mimo bólu… każdego pochodzenia.





L., 28 października 2007r.

2 komentarze:

  1. Potrafiłaś okazać uczucie w sposób, jakiego inny by nie wymyślił!
    Ten fragment życia zazwyczaj skrywamy głęboko, by nie kusić losu? A przecież on jest jak najbardziej realny i dotknie każdego z nas. Nie da się z nim oswoić ale być może można siebie lepiej przygotować. I żyć, jak kto umie.
    Właśnie powoli gaśnie lato. Czy należy się tym martwić? Nie, jeśli Bóg pozwoli - będziemy cieszyć się następnym a może jeszcze wieloma innymi. Tymczasem wokoło tyle spraw, tyle zdarzeń, obowiązków i przyjemności. Czy przyjemności mniej? Zależy w dużej mierze od nas. Choćby wizyta u Ciebie - niby zwyczajna a przecież pomimo lekkiego smutku i zadumy nad naszym losem - otwiera myślom horyzonty, pomaga wzlecieć wyżej, niż zazwyczaj. Czy nie jest dużą przyjemnością? Właśnie wyszukiwanie i dostarczanie także sobie, nie tylko naszym bliskim przyjemności nie powinno moim zdaniem być czynnością wstydliwą. Choć łapię się na tym, że wstydzę się, iż jak doczekam - zobaczę morze... Samo oczekiwanie nie wiem, czy nie jest lepsze od spełnienia. Pewnie to już mówiłem.
    Kończę, nie będę nudził dłużej.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pośród spraw tysiąca, najważniejsza - najbardziej trwoży i sprawia, że spokojny sen jeszcze sługo będzie się błąkał po bezkresie niepokoju o spokój.
      Dziś dzień był pogodny, wynagradzał swoim pięknem brak radości, krył za tarczą słońca wredne smutki.
      Ciepło było jednak za daleko...
      Ale udało się sprawić innym trochę przyjemności.
      Dziękuję Ci i pozdrawiam, LE :)

      Usuń