O
takiej porze ciepło przywraca wiarę.
Deszcz
oddał soczystość zieleni.
Ptaki kłamczuchy ćwierkają, że
padać i tak będzie.
Deszcz krasi urodę.
Wilgoć
powietrza koi zmęczone oddechy.
W
południe bez słońca i nadziei, że zaświeci,
przed
siebie iść można, to nic, że bez celu.
Róże
kwitną zimnym kolorem czerwieni.
Nie
chcą obojętności stokrotki, proszą o spojrzenie.
Na
rozgniewanej sztormem fali - dzielny prom.
Góry
z lądu godzą się z pierwszym śniegiem.
Dzień
skrzydeł nie rozwija bo wie,
że
teraz wyróżnić się nie może.
Cały
jednaki, szary, na wodzie i na niebie.
To
skąd bunt, żal i postanowienie, że już nie…
13.10.2oo8
L.
Bo choć to wszystko takie z pozoru surowe a przecież wyryło ślad w sercu i w duszy. Będzie wracać we wspomnieniach nie mogąc uwierzyć, że tam wciąż wszystko jest takie samo i równocześnie inne. Także zapisuje się a przecież w inny sposób, zgodny z postrzeganiem tego, który doświadcza pobytu tamże.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
LE, czytasz wiele lat. Pozwoliłeś na zawładnięcie Twoją wyobraźnią, duszą, niekiedy snami. Mamy tam teraz naszą J. Dzięki Jej przyjaźni możemy wiedzieć, czuć, przeżywać dalej.
UsuńMoże mamy trochę szczęścia?
Tam, w surowości są ludzie, od wieków. Ich krew równie gorąca, podobne problemy, radości i ta najważniejsza miłość.
Dziękuję Ci za pamięć, LE, pozdrawiam ciepło :)