wtorek, 17 stycznia 2017

Słoneczny dzień na dolnej drodze



patrzenie z dolnej drogi na góry lądowe
Kiedy wodospad nabiera życia, haustami wyrzucając, nie patrząc na kręte drogi skał, białą pianą wzburzoną - krew swojego serca i słyszysz jego bicie, to znaczy, że nawet na lądowych górach taje śnieg.
Witaj - w jeszcze jeden stłumiony chmurą dzień!
Kołderka z mgły chciałaby ułożyć się na szczytach, tylko że one jej nie chcą i dlatego widać, jak światło traktora żmijką pełznie po zieleni najwyższych pastwisk. Wstała nadzieja na słońce.
Nie, nie myśl od razu o wiośnie, ma swój czas i przyjdzie. Masz rację, lepiej o tym nie mówmy, żyjmy tym tu i…
Jest tak zawiedziona, że nawet o Nią nie pytaj… A jak może się czuć?
Znasz to… masz ostanie drgnienie do spełnienia, sięgasz, dotykasz każdym zmysłem, twoje ciało gotowe do wzięcia - czeka na ostatnie krople... tylko jeszcze błysk, chwila, w skroniach słowa wydzierają się piosenką „czy to jeszcze za mało, że klęcząc przed tobą”, bo przecież już prawie jesteś na kolanach; łapiesz, jesteś w miejscu dla którego znosisz ten trud, nawet nieśmiały uśmiech kremuje twoją twarz – czujesz cud ...
Słońce wyprosiło chmury znad wysp. Prawie klęczała robiąc zdjęcia, bo chciała pokazać, jak zza wyschniętych traw cieszy się światłem fiord. I najdziksze molo, na końcu którego już teraz układane są wszelkie, zbędne rodzaje drewna, gałęzi, wyniesionych z domów choinek. Będą czekać na czerwcową białą noc, bo wtedy fiordu brzeg dziki - będzie płonąć wszystkimi ogniami.
Dla ciebie poszła w najdalszą dolną drogę. Aparat „złożył” się, nie dał tego, po co szła. Pięć muszelek przyniosła w kieszeni i opalony, już nie w kieszeni – nos.
Też nie mam lepszego dnia. W kuchni byłam słonicą. Wysypałam na podłogę ryż a później – nie śmiej się, zawadziłam łyżeczką z solą o solniczkę i wrzuciłam zawartość przez ażur bluzki prosto... nie, nie powiem i tak wiem, że się śmiejesz, słyszę!, resztę też na podłogę.
A co teraz - pytasz? Teraz, to znajdźmy sposób na dobry wieczór, bez wrażeń. W końcu - jest sobota…














L., 12.01.2008



4 komentarze:

  1. Niech i tak będzie, że sobota. Zatem wraca: "...Sobota to mój dzień, znikają troski w cień..." - czy wraca tamten czas? Skoro na wyspie wrócił, dlaczego nie? Ale huk wzbierającego wodospadu nie pozwala myślom na skupienie a chłód mimo słońca - na dłuższy spacer. Niechby już była ta czerwcowa noc. Póki co - wystarczy rozejrzeć się wokół, przypomnieć ścieżkę przez las, czaplę nad brzegiem, orły wysoko i psującą dobry nastrój czerwoną łódź...
    Dziwne to słońce - potrafi przypalić nos a nie rozgrzewa. Tak było w górach na nartach i tylko po zdjęciu gogli śmialiśmy się z siebie wzajemnie. Może warto wypić nieco grzanego z goździkami wina? Widzisz, jak paruje i pachnie? Na zdrowie!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym mogła chwycić miotłę i polecieć na niej - na jeden tylko dzień po napatrzenie się, poczucie tamtego wszystkiego co wymaga, żeby tak jak tamtejsze drzewa - trwać silniej, niż najmocniejsze możliwości.
      Widzisz, rozkleiłam się. Ale już prostuję plecy i stawiam nam, oraz innym zaglądającym tu - przepyszną, najlepszą z dotychczasowych kawę.

      A jutro stanę przed znajomymi buziami i zupełnie obcymi, i przeczytamy trochę moich wierszy i ździebko prozy. Jeśli przeżyję ten stres, to wrócę tu :)

      Tak więc, do powrotów, LE.

      Usuń
  2. Tym bardziej trzymam kciuki i gratuluję!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyłam, z trudem, ale serdeczność słuchaczy czyniła cuda.
      Za niedługo jadę do lekarza. nie trzymaj tym razem kciuków.
      Tylko nie zapomnij o kawie, wrócę, to będzie konieczna :)
      Do później :)

      Usuń