Poszukać w minionym
życiu pięknych dni wtedy, kiedy ten, który się obudził, wstał i nie zabrał się
do istnienia, wydaje się brzydki?
Co pięknem dnia…
Nie ma dziewiczo
czystego brzegu. W zieleni nietkniętej stopą kryją się rdzawe kikuty maszyn, skrzynki z plastiku
i butle, kawałki sieci. Rażą oczy.
Złamany maszt, obły
rzeźbą wody, rzucony zimowym sztormem, komponuje kawałek cichego grania
przyrody; śpiewa zapomniane pieśni pierwszych żeglarzy, rybaków zatopionych w
głębinie, którą przecież szanowali i nie wstydzili się pokory.
Witaj.
Ktoś pierwsze ślady
w nietkniętym wyznaczy. Po nich pójdą inne nogi deptać ścieżki tam, gdzie nigdy
wcześniej stopy ludzkiej nie było.
Człowiek,
sprowadzony w ziemskie rewiry, czy nie miał prawa zacząć iść, szukać powodów
przetrwania?
Wszyscy krzyczą na niego,
za wszystko.
A on tylko różni
się od zwierzaka. Mówisz, że jest odwrotnie?
To był dzień, kiedy
mewy nie bały się oderwać od skał. I czapla. Nie, nie ta . Inna. Mieszka dalej,
bliżej oceanu.
Potem kormoran
wybrał się nad wodę.
W lesie cisza i
cień. Korzenie drzew, z braku podłoża z ziemi, kurczowo trzymają się skał. To
po nich człowiek stąpa, to jego schody.
Zapachy; trawy,
pierwszych szyszek, igliwia przytwierdzonego jeszcze do gałązek i tego, które
leży latami zamieniając się w poszycie, kwiatów – odurzają.
Wędrowiec potrafi
przeciąć drogę i znowu wejść w las.
Teraz idzie po
ścieżce między drzewami, trawami, krzakami jagód, prymulkami i wiciokrzewem.
Głęboko, między kosówkami, zieleni się dzika róża, trudniej jej, bo przeciska
się między skałami.
Leśny trakt… Ona nie
skręca, wchodzi w ścieżkę. Idzie lasem.
Wychodzi na skraj i
ocean ma u stóp.
Przez mokradła, strumyki,
zaciśnięte skałki, podąża w dół.
Oczy oszalały.
Świat zieleni, błękitu i granatu. Droga zmusza, wymaga, by nogi szły.
Dolna droga nad
plażą… tylko półtorej godziny i koniec.
Niespodzianka! Kępami
traw karmią się, puszczone luzem, byki.
Porzuciły mielenie
jęzorami, idą, patrzą.
Ze skalnej
szczeliny słychać krótki oddech. Nie ma łez, ale gdyby miał, to…
Nie spojrzała… nie
wiedziała.
L., 24.05.2008
Może to nie były byki tylko skurczybyki? No tak, jak pisałem, śmiech w chwili gdy powinno się zachować powagę. Ale to moje myśli, nie zawsze poukładane jak należy często wpychają się na pierwszy plan.
OdpowiedzUsuńRozważnie idąc mimo wszystko starałem się nie chodzić drzewom po "palcach". Pewnie nie zawsze znajdowałem dość pewne oparcie, więc kochane drzewa - wybaczcie.
Każdy co jakiś czas ma ważny dzień, mój będzie 3-go czerwca, proszę o dobre myśli.
Jedna z teorii głosi, że człowiek jest wirusem Gai. I któregoś dnia zostanie przez nią zniszczony, bo to jedyny sposób, by ocalała. Podobno już wiele razy tak było a ludzie nadal odżywają i robią swoje. Bardzo trudno pogodzić pragnienie coraz łatwiejszego życia z potrzebami Matki-Ziemi.
Dzisiaj nawet ten półtoragodzinny spacer, choć minął niczym z bicza trzasł - był pożyteczny, wyciszył myśli rozkrzyczane, pogłębił oddech, przyniósł zapach igliwia i smak soli. Dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie.
To były skurczybyki byki i nie było to przyjemne spotkanie. Jakoś poradziliśmy :)
UsuńNie musisz zapewniać, wiem, że od tamtej pory, gdy korzenie stały się wzorem bezsiły na niezauważenie tego, co istotą, bardzo uważasz. Tu podziwiam Twoją pamięć.
Wsłuchałam się w to, co tu mówisz i przyznaję - co jakiś czas każdy ma ważny dzień i czeka... O Twoim będę pamiętała, nie szczędząc dobrych myśli.
Dzisiaj dzień wietrzny, słoneczny. Wczoraj przeszłam kawał ulicy, żeby móc zobaczyć jak najwięcej z zachodzącego słońca. Obraz był ostry, końcówki przebłyskujące zza chmur podkreślone jaskrawą otoczką. Żałuję, że nie mogę tego zobaczyć z okien. Taki zachód musiał dać wiatr, lekki, nocny deszcz a potem rozświetlony dzień. Opowiadam Ci o tym, żebyś jeszcze chwilę był poza...
Pozdrawiam, LE, dziękuję za pamięć.