sobota, 3 stycznia 2015

Pod górę ze strumykiem





Ona mówi, że Ty nic nie rozumiesz!
Witaj.
Powtarza, że tylko Ci się zdaje, że to co widzisz to jest takie jak w Twoich oczach. Zawsze zastanawia się, dlaczego dają wiarę zeznaniom? Postrzeganie rzeczy, spraw, jest takie ułomne. 
Zdecydowanie zaczęła… Aż mnie zdumiała.
Podsłuchała, bo inaczej się nie dało, rozmowę dwojga nieznajomych.
Kobieta, idąc za  mężczyzną,  gderała, że znowu robi coś przeciw sobie. Mówiła, że on jest jej nałogiem z którego nie potrafi samodzielnie się wydźwignąć. Zatrzymało go to co usłyszał, uśmiech – szeroki jak zagięty księżyc, rozpromieniał mu twarz. Powiedział, że z tego akurat  nałogu jest bardzo zadowolony i niech kobieta trwa w nim dożywotnio!
Zostawmy Ją i ich.
Idź za mną i uważaj. Nie schodź z drogi, bo zmoczysz nogi albo powykręcasz kostki. Mówiłam Ci, że jak już wejdziesz na ścieżkę, między drzewa i będziesz patrzeć pod nogi, to zapomnisz, że jesteś na wyspie. Poczujesz swój, domowy las. Masz rację, że jest dziczej. Nikt tu nie bawi się w regulowanie tego, co wzrasta jak chce. Latem na środku ścieżki zobaczysz mini świerki, wierzby i brzózki. Potem kołami rozgniecie je traktor. Po co on tam wjedzie? Do ujęć wody. Jedno jest tuż przy ścieżce łagodnie prowadzącej w górę. Drugie już dużo wyżej. Teraz jesteśmy przy tym pierwszym. Chodźmy dalej, szkoda czasu. Słońce jest za mgłą, ale jest. Nie wiemy co będzie za godzinę.
Ciężko idzie się po pokruszonych skałkach i wystających wszędzie kamieniach? Nie marudź. Widzisz, że ścieżkę wykorzystuje też woda, która nie mieści się na szczycie i płynie sobie nie szukając innej drogi. Popatrz, łupinki laskowych orzechów. Pewnie z wczorajszej jesieni. Wyżej, między innymi drzewami jest też leszczyna. Teraz nie powiem Ci gdzie, bo nie ma jeszcze przecież listków. Wchodź!. Najgorzej jest przy zbiorniku. Stróżkami cieknie z niego woda… takie małe sikawki, jest zespolony spawami i ześrubowanymi obręczami. Gdzieś pewnie coś popuściło.
Nie wiesz w którą stronę patrzeć? Zatrzymajmy się. Spójrz, między krzakami i drzewami, na fiord i ląd. Mgła spuściła swój tiul od śniegowych, lądowych gór i nie widzisz ostro. Przyzwyczaisz się. Zobacz, już zbiornik przed nami. Masz rację. Te kropelki na zielonych wrzosach to pączki. Chodźmy dalej. Iglaki są też nasze. Zobacz, a to brzozy. Kory zawsze mają takie szare i mocne, grubsze pnie. Gałązki nie opadają w dół jak rzęsy panienki. Brzoza musi mocno trzymać się skał żeby przetrwać. Pamiętasz, że tu nieźle wieje?
Nie mów tyle, zatrzymajmy się. Stąd już widać kawał fiordu, ostrogi, wrzosowiska, uprawiane łąki i domkowe skupiska. Tam, pośrodku dróżki, ten jedyny na niej budynek, to stara szkoła, ale nie najstarsza. Najstarsza jest przy górnej, asfaltowej drodze, tam gdzie jedzie się w stronę mostu.
Popatrz, zza góry wypłynął statek. A ile łodzi jest na wodzie. Jakby chciały Ci się pokazać. Chodź dalej, dasz radę. To nie upalny czerwiec, tylko  luty. Od czasu do czasu owiewa nas przecież chłodny wiatr. Zaraz będzie ławeczka. Na zakręcie. Odpoczniemy.
Pięknie? Nie mów, że jest pięknie, bo to nic nie znaczy. Powiedz, że widzisz teraz to, czego nigdy nie zobaczysz z dołu. Biel gór sąsiednich wysp wtula się w zasłony mlecznej mgły. Fiord jest niebieski, a słońce oślepia. Zrobimy zdjęcie. Ono będzie takie jak te mgły. Idziemy dalej!
Zaraz będziemy w miejscu gdzie pobocze jest zagrodzone, żeby jelenie nie schodziły na drogę. I tak na asfalcie są ich ślady. A ci co jeżdżą nocą - czasem znajdują jelenia w światłach reflektorów. Nie, łosi nie ma. Jelenie przypłynęły na wyspę gdy posadzono las i zostały.
Tu, przy tej skale, siedziała w zieleni ogromna ropucha. Tuż przy drodze. To było wtedy, kiedy tak wysoko nie weszłam, bo było za gorąco.
Zakręt. Znowu ścieżka, trudniejsza, pełno na niej kamieni, trzeba uważać. O! tutaj zostałam. W skroniach waliły mi młotki, przez pory w twarzy prawie tryskała krew. Słońce świeciło gorącem. Tu czekałam. Zobacz, co ja mogłam wtedy oglądać. Przestrzeń, jakiej nigdy, nigdzie wcześniej nie widziałam.
Jak się czujesz? To dobrze, że chcesz iść dalej. Bo dzisiaj, z Tobą i z kijkami, to ja też muszę wejść.
Muszę zobaczyć razem z Tobą to, co tutejsi widzą każdego dnia. Bo oni są zawsze w drodze. Ten starszy od nas pan już schodzi. Nie wstydź się kijków. Oni też z nich korzystają. Nawet młodzi. Każdy mierzy zamiary na siły.
Luty, początek i tak zielono. Mówiłam, że można iść, że śniegu nie będzie.
I co - nasz to las, czy nie? Zobacz, jesteśmy przy skrzynce. Możesz się wpisać do zeszytu. Zaznaczyć, że dotarliśmy. Na szczyt nie pójdziemy. Nie damy rady. Wrzosowiska za mokre. I nie ma już drzew. Wszystko zielone, ale najbardziej, to rude.
Nie myśl o szczycie i, że Ci żal. Patrz na fiord, na statki i łodzie, na ośnieżone, lądowe góry, na maleńkie domki w miasteczku. Patrz w drugą stronę, tam, gdzie prawie nie widzisz horyzontu na oceanie. I w słońce, bo zaczyna kropić deszcz.
Schodźmy….  będziemy się zatrzymywać, i patrzeć… a potem, to kawa i tylko ona.






L., 10.02.2008



2 komentarze:

  1. Warto było, choć rozbolały wykoślawiane na oślizłych kamieniach stopy. Za to pamięć zarejestrowała piękno (o którym nie warto mówić "piękno", bo to nic nie znaczy) i surowość okolicy. I wysłała w niezmierzoną dal swoją tęsknotę za rodzinnym krajem.
    Czy zejście było łatwiejszym? Wątpię. Ale schodziło się już wzbogaconym o wszystko, co widzieliśmy po drodze w górę.
    Dziękuję za te chwile trudnej drogi. Warto było!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam od razu wyciągnąć Cię na kolejną wycieczkę, ale życie powiedziało - STOP - Alina, teraz nakładam na ciebie obowiązki, przyjemności odłóż...
      Dlatego, LE, na wyciszenie niezadowolenia zostawiam herbatę i życzenie...
      obyśmy mieli szczęście do zdrowia!
      Pod Twój deszcz skryję się później :(

      Usuń