nie
dało rady zrzucić z dachów całego śniegu.
To
dlatego młody mężczyzna chodził po takim,
który
latem był czerwony, a teraz biały.
Nie
mogła na to patrzeć.
W
każdej chwili, niezabezpieczony, mógł spaść.
To
prawda, że w zaspy… nie, nie patrzyła.
Szla
środkiem jezdni
nie
do końca oczyszczonej z bieli.
Chodników
i tak nigdy nie było.
Nagrodą
za to były: jasność i ciepło.
W
taki dzień wypadało, należało
przykryć
niepamięcią każdą troskę,
cieszyć
się ciepłem, chwilą.
Niebem
przeglądającym się w ogromnej,
zimnej
wodzie, białej, więcej błękitnej.
Zapomnieć,
nie być sobą, w krokach zgubić lata.
Przyjąć
pierwsze ciepło, niech przenika,
szuka,
znajduje i zaczyna jeszcze raz…
trochę
inaczej, z drugiej strony… bo jest dobrze, cicho.
Krzyknęła
mewa, gdzieś daleko, na granicy rejestru.
Chwila
życia z wiarą, że niedługo nie będzie śniegu,
że
jeszcze będzie… zanim zawoła Ją niebo.
L., 3.08
Wiara... bez niej nic nie miałoby sensu.
OdpowiedzUsuńSłońce coraz zuchwalej świeci, choć jeszcze nie czuć, by grzało. Ale przenika do świadomości, że światło zwycięża mrok.
I tak kolejny dzień z wiarą, kolejna porcja nadziei, że takich jasnych dni będzie jeszcze więcej. Tak - zdecydowanie będzie!!!
Pozdrawiam serdecznie.
Jednak teraz, po latach i w domu, tamte obrazy
Usuńmalują się z nowymi znaczeniami.
Wtedy trudnymi do przewidzenia.
Dziś inna tęsknota mnie gna, nad inny fiord.
Nie wiem, jak damy radę, jak dam.
Wiara bywa silna, słabość jej też nieobca.
Wszystko będzie się mieszać, zwalczać, zawłaszczać.
My, drobiny, dajemy odpór, pogrążeni w pytaniach.
LE, zacznijmy dzień, jak powiedziałeś - zdecydowanie... i z kawą, oczywiście, i z pozdrowieniami.