sobota, 16 grudnia 2017

Drzewo, które było i fort







Tak mówisz, zwątpienia we wszystko zatapiasz... rodzi się bursztyn słowa.
Żal masz, obawę, niepewności przymierze... a przecież... ogromna, rozżarzona tarcza położyła ciężar na wodzie, by płonęła. Księżyc – niewidzialny świadek odchodzenia słońca już się skrada, nie śmie spojrzeć żółci prosto w oczy, boi się zaślepienia na wieki.
Przy domu były dwa drzewa i ich pąkami, skulonymi w zimnie gałęzi, karmiły się wczesne ptaki.
Po południu piła wydała pierwszy jęk. Nie ma korony, pnia. Gałęzi na której siadał maxi wróbel i wyspowy „koliber”, złodziejka sroka, na ukochanym czubku wrona.
Krwawa tarcza traci złote łzy w spokoju oceanu. Przy ziemi nieopatrzony kikut.
Zniknęła złota kula, rozlały kolory. Przypływ zagarnia brzegi. Barwy miesza na wodzie.
Kilka wschodów wcześniej zaczynał padać bez decyzji deszcz. Odpływ obnażył wszystkie rude algi
 i kamienie.
Jedna, dwie… sześć siedziało na skałkach albo w płytkiej wodzie - foki w kolorze alg.
Potem była droga i wjazd na prom. Ląd.
Tam nie inaczej. Droga między górami, skałami i fiordami. Później miasteczko z podobnymi, siostrzanymi domami, na skraju kościółek... cmentarz, urząd, policja, szkoła i droga za miasto. Fiord. Tunel jeden, później drugi. Skały z sierści obdarte i skóry, bo dalej chciała biec szosa.
Naiwna, zielona, szpilkowa mała, w obciosie się schowała z nadzieją, że tam wiatrom się oprze i w kamień wpuści korzenie.
Fiord oszpecony drutami. Miasteczko z uliczkami w górę i w dół, stadionem.
Dalej skały, góry, woda i droga, a od niej odnoga do miejsca, gdzie wojenny był fort.
Wąska grobla między odpływami, bo znowu rudo–brązowe algi chciały wychylić na powierzchnię zmęczone pływaniem ramiona.
Rude i brąz. Brąz i rude… i niebo dało się namówić na przemalowanie?
Nierozbudzone wrzosowiska. Ruda kosówka. Coraz to dalej między rudym droga. Tam domy, obory i stodoły. Na skałce kilka krów. Uliczka? Bez trawy, kwiatu, drzewa zieleni.
Za żadną karę tam nie zasypiać ani się budzić... uroczysko… i beton fortu schowany w rudym i brązie.
Na ścianie starego budynku mapa zaminowania.
Uciec, odjechać jak najdalej.
Zmierzch bez pukania wchodzi.
Na szczytach, na lądzie śnieg. Fiord różowy i żółty w szybkim przypływie.
Nie pytaj o wodospad. Traci serce i duszę. Zapadają się żyły bez wody. Od czasu fok nie padał deszcz.
Dobrej nocy.
Bo rano…


















0408

2 komentarze:

  1. Biedne takie rano... Oczekiwania od niego są większe, niż może spełnić. Jak się musi z tym czuć? Ale zostawmy go w spokoju.
    Dosyć już mamy tej surowości, szarości zmieszanej z rudym. Cisza z powodu braku wody w wodospadzie aż dzwoni w uszach. Stalowo-sine wody, pieniące się zniechęconą falą u brzegu. Nie dziś. Dzisiaj pójdziemy w górę, wąską ścieżynką pośród "palców" drzew (jak zawsze - uważajmy, by po nich nie stąpać) Popatrz tylko - już rudy zniknął, wokoło słaba, postarzała ale jednak zieleń. Tylko ta cisza... Cóż od niej chcę? Lepsza, niż warkot czerwonej motorówki. W ciszy najlepiej słychać myśli. Dziwne jest, że nie ma wiatru, który starał się dokuczać, szarpał, przeszywał na wskroś zimnem, choćby człowiek nie wiem jak ciepło się ubrał. I znów zdziwienie: tyle się na wiatr narzekało a gdy go mnie ma - wręcz go brakuje. Czy z ludźmi jest tak samo? Każdy sam sobie odpowie. Spójrz: widać brzeg, ostrogę, fiord. Tam, w dole jest naprawdę pięknie. Czy po to wspinaliśmy się ciężko dysząc by stwierdzić, że tam jest pięknie? Człowiek tak już ma. Ceni najbardziej, gdy utraci. A traci często z własnej winy. Wracać pora, odpocząć, zjeść coś ciepłego, uspokoić serce i wyciszyć natłok myśli.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wiem, dlaczego znaleźliśmy się na blogach. Będziesz za mnie pamiętał wszystko to, co sprawiło, że trzeba było jakoś zapisać chwile.
      Jest tam nasza J., jesteś Ty. Mogę być spokojna.
      Tymczasem puka do nas przedświąteczny wtorek. Pamiętam, że już w listopadzie kupowałam wielką głowę kapusty, żeby zakisić na świąteczny bigos. Tam nie do kupienia :) Wcześniej też zdobywałam odpowiedni wkład. Najczęściej się udawało i gnębiłam sąsiadów zapachem z gotowania.

      Dziękuję Ci, LE, za piękne opisanie, pamięć.
      Dobrego dnia :)

      Usuń