Siedział
przy ogromnym biurku, ustawionym pod oknem, w pokoju na piętrze,
często nocą, bo wtedy cisza ulicy i wąskiego, wiosną pachnącego
bzem ogrodu, stawała się klawiaturą myśli.
Z
regałów wypełniających wszystkie ściany, nawet tę, w której
były drzwi do nie jego świata, słyszał szept wszystkich
zapisanych liter.
Nieprzytomnie,
rozproszony, wydarty, z pokłutą duszą stąd wychodził, powracał
z tak daleka, kiedy dniem słyszał Głos Przez Drzwi. Zawsze
było to - nic - odrywało od tego, czego właśnie już sięgał,
zaczynał dotykać, prawie miał, obejmowało mu pierś - a on tak
chciał...
Wolał
jak teraz... Książki. Wypełniały każdy moment i nocą go
kochały. Podnosił głowę, odwracał i uśmiechał do nich.
Ciepło
zawsze przechodziło w chłód nocy przez uchylone do westchnień
okna. Było, lało się od serca, kiedy zapach starych stronic
mieszał się ze świeżym drukiem. Po nowe, ukryte dziewiczo w
okładce, biegł nie pamiętając, że to właśnie ostatni grosz,
który dał za nieznane.
Czytać
i w chwili pisać chciał aż w mrok, lekki szelest gałęzi, szum w
skroniach.
Czekał
będzie od rana, wie, że ulicą będzie szła Ona. Nie musi patrzeć,
unosić firanki, usłyszy uderzenia obcasów o bruk. Tylko Ona w taki
sposób...
Ból,
ciągły już teraz. Ile jeszcze? Niepotrzebne pytanie. I tak za dużo
wie.
Czy
Ona też... że on nie ma już czasu?
Wzrok
wtopił w zaokienną noc.
Nie
może znieść Jej długich spódnic. Nogi, które długie kryją,
muszą być linią, po której mężczyzna... Tylko piękne tak mogą
stukać obcasem.
Myślom
przytakują regały. Napisać, zatrzymać jak najwięcej. To nic,
nic, że dom jest bez... nie ma komu zostawić. Ktoś przecież
zapamięta, wspomnieniem wyróżni. Trochę tekstów mu wydali,
więc...
Jęk
był szybszy od niego.
Podniósł
głowę z blatu, na którym sen mu ją złożył.
Kroki.
Szła. W spódnicy prawie do bruku. Długie pękniecie z boku
pokazywało jasną nogę. Nie pomylił się. Znowu czuł to, co
pozwala pisać w uniesieniu skrzydeł jastrzębia, odlecieć.
Głos
Przez Drzwi sprzedał książki razem z regałami. Wydania i świeże,
bólem i miłością cichą pisane rękopisy. Potem pianino, które
na dole stało zawsze.
Wiesz,
mgła chroni spokój fiordu od ciszy oceanu. To niebieski, dzisiejszy
czar.
Zielone...
w nim śpiew miłości ptaków, rozlana przestrzeń wody, tulipan i
żonkile w przydrożnym rowie. Znowu nie słychać ludzi. Biel
latarni przypisana morzu.
Na
wodzie dwie kaczki w parze.
A
wczoraj nad fiordem przeleciał orzeł. Z jednej wyspy na drugą...
Pije
kawę w zapatrzeniu. Zapomniała, że zimnej nie lubi. Zamilkła, nie
wiem na jak długo...
L. 5.8.
Witaj:
OdpowiedzUsuńTen stuk od zawsze powodował napływ tęsknych myśli. Czy jeszcze usłyszę kiedyś... Czas niby nie ma końca albo wręcz nie istnieje. Dlaczego czasem dłuży się niemiłosiernie albo galopuje, gdy chcemy go zatrzymać na dłużej? Stuk, stuk... Tak mogą stukać tylko piękne? A co je czyni pięknymi? A On? Źle, same pytania a żadnej odpowiedzi. Im więcej czasu upływa tym więcej pytań się pojawia. Ktoś kiedyś powiedział: "wyluzuj". Nie, nie razi ta forma choć nie jest w obiegu w moim pokoleniu. Tylko czy (znów pytanie) da się wyluzować? Pewnie byłoby wszystko łatwiejsze a tak...
Pozdrawiam serdecznie.
Nie da się pozbyć uprzykrzonych myśli. Nie zagłuszy się wspomnień, jeśli są ważne. Można by powiedzieć - taki los, ale to zadziała na krótko i znowu staje się przeznaczeniu przeciw.
UsuńDziękuję za zajrzenie tutaj.
Dbaj o siebie, LE, pozdrawiam Cię.