niedziela, 29 października 2017

Drzewa w wietrze






Wieje. Męka rozstania, miłości utraconej nad oceanem. Dusza poraniona tęsknotą za tym co niemożliwe, 
bo jest wiatrem, a Ona?
Nie powie, zrobi to, czego nie powinien, będzie żałował, później…
Teraz trzeba większego, mocniejszego bólu – do dna wytrzymania, do zatracenia się w wietrznym cierpieniu.
Szaleje, wyje; płacze łzami z deszczu i gradu.
Rozpalone zmysły hartuje w stali zimnej fali; podrywa ją do lotu, upuszcza bez ostrzeżenia – niech pozna kipiel, krwi przerażenie… on Jej już nie ma.
Przelatuje fiordem, zdziera wodę, skalpuje podmuchem, wyrzuca na brzeg.
Rozpędza się.
Zbuntowane drzewa walczą, prostują pnie, odpadają gałęzie pochylane rytmem uderzeń, te najsłabsze, wpół złamane. Grad przemieszany ze śniegiem wzmocnił mgłę. Wespół pozbyli się, zawieszonych w chmurach, lądowych gór.
Za bardzo, za szybko pędzisz wietrze. W biegu nie wypatrzysz miłości, nie odszukasz pragnienia, nie pochwycisz dłoni w rękawiczce z przeznaczenia.
Nie słyszy. Sam zagłusza prawdy, czucie, dobre wróżby.
Wodospad spada stokiem, błędy wichrowi wypomina, huczy, wodę pianą leje. Nie przy fortepianie taki duet.
Wietrze mocny, rozgniewany, nieopanowany – wycisz się, zatrzymaj.
W szczelinie skały kamienne westchnienie, tam też już wiedza, że to rozstanie, wrycie w opuszczone dusze tego, co tylko dwoje pojąc może, zapamiętanie na zawsze, po kres – stóp, postaci schodzącej wtedy, spojrzenia w głąb istnienia.
Lotem orła, jastrzębia, przepadło rozpostarte marzenie.
Wiatr oprzytomniał, rozsunął chmury, w ich dziurach świat słońca obiecuje jasność.
Akcent rozświetlonej stali przywraca nadzieję?
Ten, który wiał nie patrzy, nie słucha.
Stracił Ją, zgubił siebie.












L., 18.11.2008
                                                                                     

4 komentarze:

  1. A przecież czasem się uspokoi, wyciszy, przyśnie zdziwiony, że może nigdzie nie gnać a w ciszy posłuchać dźwięków zagłuszanych zazwyczaj jego wyciem. A wodospad także przycichnie, gdy zabraknie mu wody, zmieni grzmot w szemranie i nawet mewy zachowają ciszę nie musząc pokrzykiwać na siebie na wietrze.
    Żeby tak dało się wyciszyć emocje, zamknąć tęsknotę wraz z żalem i smutkiem gdzieś w schowku, uspokoić łomot serca i kolejny raz wyruszyć na długi spacer po wyspie. To wszystko jest takie trudne...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. LE, dopóki pół oddechu, najmniejsze ciepło krwi - prawie wszystkie emocje, cokolwiek oznaczają, są i trzeba je jakoś umieszczać w doznaniach. Nawet w szpitalu najciężej chory/chora gdy dostanie od "współnieszczęścia" odrobinę zainteresowania, ciepła, pomocy - to przez sekundę ma iskierkę w źrenicy.
    Zostawiam Ci pozdrowienia, dobrego dnia i cudu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedno: czy wiesz, że każdy ma swoją wyspę? I dlaczego wyspy są tak silne?
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. W przestrzeni czasu niejedną wyspę pochłonęły żywioły.
      Może dobrze mieć chociaż ją?
      Samotnię, skarbiec tajemnic...

      I naprawdę znowu wypiłeś za dużo kawy :)
      Pozdrowienia, LE :)

      Usuń