Nic na to nie poradzisz. Niczego nie zrobisz. Możesz tylko stanąć i patrzeć… później wolno
iść przed siebie. Późno pomyśleć o spaniu, pierwszym rankiem wstać. Wtedy
zobaczysz zachody i wschody.
Witaj, to dobrze, że jesteś dzisiaj.
Ona na twoje
pytanie nie znajduje odpowiedzi.
Każdy dzień,
rok - to oddzielne dzianie się. Życie. W końcu - już nie.
Nie ma
wskazówki ni przepisu na wypełnienie siebie tym, co wciąż tkwi w poczekalni marzeń i pragnień.
Nie, nie
powie, że trzeba woli. Ciężkości miłości. Może rozsądku…
Przypadki. One też wspólne piszą i nie mów, że nie
wierzysz.
Są. Różne.
Dobre. Złe i całkiem pospolite.
Przyznasz
się? Powiesz, że na tę miłość, o której teraz wszyscy mówią, zawsze jest pora?
Ważniejsze
sprawy masz na głowie…
Chociaż na
jedną szczerą myśl znajdź chwilę, czas… bo on, wiesz przecież, w miejscu nie stoi.
Wszystko w
garści ściska. Ciche i głośne błagania słyszy - biegnij czasie, stań, idź
powoli.
Jest panem
każdej woli. Daje siebie, zabiera. Wreszcie… dotknąć końca trzeba.
Ale przedtem…
Roztopy
podgryzły boki dolnej drodze nad plażą.
Woda… Nie,
nie masz jej dość. Jest wciąż inną sztuką wystawianą na tej samej scenie.
Nie ma drogi
nad plażą bez oceanu. Widz musi mieć miejsce do przeżyć.
Skały
wytyczyły miejsca zakrętom.
Brakuje oczu w takim dniu.
I nie z bólu
droga się wije. Radością zaprasza, bo przesycona koncertem fal rozbijających
się o skały – dopomina się o wspólnotę w patrzeniu.
Idziesz z
przekonaniem, że jest słońce... nie
wiesz gdzie.
Stworzyło
niebo niebieskie w tak zmyślny sposób, że tylko z oceanem dzieli się kolorem.
Woda… groźna
i nie do ogarnięcia. Wiesz, że rozbijając się zmieni odcień. Tu spłynie
granatowa, rozjaśniona białą pianą.
Huk.
Chwytasz go. Chcesz jeszcze odbitego echem.
Z góry
spadają potoki, wodospady, strumyki i wszystkie znają drogę do morza.
Wszędzie,
tak, wszędzie woda. Tu, przy drodze, chowa się w kępach traw i sitowia. Zobacz,
wypływa ze skały. Tam też.
Ptaki się
schowały. Tylko dwie kaczki znowu lecą, przekrzykują w rozmowie.
Szum fal, głosy
spadających potoków, prymule z żółtymi
pąkami w zagłębieniach kamieni - czekają na ciepło.
Ty na
drodze, ona prowadzi. Wiatr ożywia wiatraki.
Odbiegł horyzont.
Tam, gdzie
niebo wpada do wody - białe spienione grzywy ruszają w drogę. Do ciebie pędzą.
Zaraz
dojdziesz tam, gdzie plaża być powinna. Nie żałujesz, że jeszcze wciąż skrywa
ją przypływ.
Zalewa… Pędzi do przydrożnych skał jasnogranatowa woda
i w seledynową bluzkę stroi. Uderza w kamienie, leniwie opływa. W zagłębieniach
zostaje. Będzie czekać na słońce i
wiatr.
Oglądasz
się, bo, przez tę wodę, z tylu zostały nieogrzane
podziwem skały. Na nich świerki, już
żywe w zielonym.
Głosy, huki,
przetaczania – nie wiesz, czy to odgłos silnika na wodzie, czy uścisk tanga
wodospadów i morza.
Nie
zejdziesz nad wodę, bo wszędzie woda…
Wracasz. Wiesz już, że przyjdziesz jeszcze raz.
Droga nad
plażą, której teraz nie ma… twoja magia rozświetlona słońcem.
Cieszysz
się. Radość z butami weszła w smutek. Kto smutków nie ma? Kto tylko radość ma?
L.,
09.04.2008
Każdy ma swój smutek, niektórzy potrafią go ukryć, inni bezskutecznie usiłują go zatopić w alkoholu. A może on jest potrzebny, byśmy dostrzec mogli piękno "plaży bez plaży" - jak u Niej? Wisława Szymborska "rozmawiała" z kamieniem i nikt się z tego nie śmiał. Oczy też rozmawiają, choć bezgłośnie. Czyż rozmowa nie jest formą nawiązania kontaktu? Jeśli tak, to oczy doskonale to potrafią. Owszem, rozmawiają z człowiekiem, czasem zwodzą, nie należy mieć do nich o to pretensji. Właśnie obrazy najszybciej przemawiają do wyobraźni, do serca czy wprost do duszy.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyciszający, bo tchnący spokojem spacer.
Pozdrawiam serdecznie.
Zauważyłeś, LE... tym razem byłeś sam na spacerze. Na takim też można wziąć coś dla siebie mimo, że chciałoby się, patrząc i słuchając, podzielić z Kimś...
UsuńDziękuję :)