Sypie.
Śnieg spada skąd chce. Gęsty, zdrowy, biały. Robi
przerwy. Wtedy trzeba szybko ubierać się i wychodzić. Z nadzieją
że zdąży się przed nowym, sypkim białym puchem wrócić. Pospiesz
się. Weź tę wolną parę kijków i chodź.
Wszystko
zasypane. Znajdziemy drogę. Od czasu do czasu jedzie samochód po
wyspie, pójdziemy śladami kół.
Nie
ma co się skarżyć na białą Wielkanoc. Będziesz wspominać długo
tę wszechobecną biel.
Mówiłam,
że słońce zawiśnie nad fiordem. Jest. Kładzie promienie,
opuszcza je stokami gór aż do wody. A ta skrzy się, kokietuje,
chce, żeby świeciło.
Ciepło
w słońcu? Tak, w końcu nie jest zimne, jest okrągłe, żółte i
tak łagodnie grzeje twarz.
Pospieszmy
się. Tu nie ma się co rozglądać. Wodospad już znasz. I tak go w
białym wzorze, między kamieniami i świerkami, nie widać. Słychać
tylko prawie wysuszony szum. Ożyje, gdy będą topić się śniegi.
Wąski
ten mostek. Nie bój się, nic nie wjedzie, kiedy my na nim będziemy.
Zaczeka każdy samochód. Autobus też. Aż przejdziemy.
Strumień
potoku omija kamienie i płynie dalej, aż do fiordu. Białe brzegi i
sine kamienie są piękną jego biegu oprawą. Chodź. Kiedyś
pójdziemy wzdłuż wodospadu. Dzisiaj nie. Ścieżka jest wąska i
w śniegu jej nie znajdziemy.
Nie
dziwię się, że nie wiesz w którą stronę patrzeć. Teraz domy
zasłaniają fiord, patrz na góry. To
niecodzienne… Co? - to, że takie śniegiem zasypane. Wyobraź
sobie jak wysoko biały jest ląd…
Jeszcze
słyszysz wodospad. W tej ciszy to nic dziwnego. Przecież słychać
szum i nasze oddechy. Nic
więcej.
Ciepło.
Promienie tylko nas szukały do ogrzania. Nie widzisz przecież
nikogo. Na siebie wszystkie zbieramy.
Słyszę
samochód. Zejdźmy na skraj drogi. Tak, w ten śnieg.
Wszystko
w bieli. Góry, dachy, gałęzie świerków, łąki.
Nie,
pól tu nie ma. Wiatr wyrwałby uprawy, a jelenie schodzące nocą z
gór, resztę wyskubały.
Popatrz
na wodę. Płynie prom, zaraz zakręci i przybije do przystani.
Chmury
się rzeźbią i udają z nieba góry...
Samolot
obniża lot. Przygotowuje się do lądowania. W linii prostej to już
niedługo, zaraz doleci.
Słońce
cały czas świeci. Dobrze, że ubrania są lekkie.
Jeszcze
kawałek. Niedługo, jak z górki, pójdziemy między białymi łąkami
ku dolnej drodze.
Przybliżymy
sobie fiord.
To
tutaj. Nie wierzysz, że jest jakaś ścieżka, droga… Jest. Pójdę
pierwsza. Idź moimi śladami. Masz kijki, pomogą ci zejść.
Masz
wrażenie, że schodzisz ze stoku? To przez biel i słońce kojarzysz
drogę z górskimi ścieżkami. Żartuję. Tak. Muszę… Później
ci powiem.
I
już jesteśmy na dolnej drodze. W tym miejscu nie zejdziemy na
brzeg, nad wodę. Możemy stanąć na chwilę.
Woda
podpływa spokojnie. Dziś nie ma na niej łódek. Nie stawiają
sieci, nie łowią.
Prom
już dawno wypłynął, tym razem prosto… tam, gdzie ląd.
Dopiero
w tej bieli widać różnicę wielkości i wysokości gór tych na
lądzie rozłożonych, potężnych majestatem stworzenia i tych z
wysp.
Biel
znowu skrzy wodę. To co widzisz na przeciwnej wyspie, to przystań,
kościół i domy.
Tu
przed nami, przy drodze - to nie dom mieszkalny. To dom, do którego
przywożą tych, którzy zasnęli ostatnim snem. Na pożegnanie.
Chodź,
przy nim zejdziemy w dół, jak daleko się da. Postoimy w słońcu.
Popatrzymy na fiord i przez fiord.
Chmury...
co one dzisiaj nam z oczami wyprawiają… Czarodziejskie góry i
chmury przez tę biel.
Dalej
nie pójdziemy. I tak widzimy wodę. Zobacz - mewy kołyszą się na
niej leniwie. A od prawej podpływają kaczki. Tych jest kilka
gatunków. Nie wiem, czy uciekały przed zimą.
Popatrz,
znad oceanu znowu jakaś siwa ściana przybliża się do mostu.
Wracajmy, słońce zaraz zniknie. Samolot znowu leci. Zdąży przed
chmurami.
Jesteśmy
na drodze. Teraz to już po niej i przed siebie idziemy... widzisz
jak sina ściana przechodzi przez most?
Patrz,
tam niżej… te domki? Mieszkają w nich ludzie. Nie widać dachów
z darni, bo przykrył je śnieg.
Już
stąd widać pawilon i maleńką stację benzynową...
Przed
mami łąki, domki, droga miejscami obrośnięta świerkami.
Chłód
objął plecy, dobrze się pozapinaj, już słońca nie ma. Czujesz
wilgoć z fiordu. Nad nim też już sina ściana.
Jeszcze
trochę, skręcamy.
Mostek,
inny, nad ogonkiem wodospadu pędzącym w fiordu wodę.
Nikt
jeszcze tędy nie szedł. Kijkami sprawdzimy, czy się w śniegu nie
zgubimy... kilka kroków... już widać dom.
Znowu
padać śnieg.
Miałam
ci powiedzieć, dlaczego jestem niespokojna.
Wieści
o chorych... radość zabierają.
Sypie,
my w domu.
Rozgrzejmy
się kawą.