Noc
przed nami... przypłynęła gładką wodą.
Witaj.
O
świcie, którego teraz tu nie ma, bo po nocy od razu jest dzień,
księżyc kolejnym miesiącem wisiał wciąż nad wodami fiordu,
przed groblami.
Świecił,
przeglądał się w toni. Skupił. Rano, tam gdzie nagie kamienie w
brązach alg suszyły się od wieczora, nagonił wody. Bez fali, bez
piany. Cichutko. W pomruku dalekiego wodospadu.
Nie
chciał ulec chmurom - gdy jeszcze jednym okiem podglądał łodzie
w marinie za mostem, za górą jaśniało już niebo. To słońce
brało we władanie to, czego księżycowi ubyło.
Zginęli
oboje. Ni słońca, ni księżyca. Deszcz skrapiał kurz na drodze.
Dzień
wstawał, kładąc mgły na szczytach.
Na
łąkach, w trawach sroki podskakiwały radośnie, bo wszędzie
mokro, miały sytość.
Przypłynął
prom. Inny. Nie można powiedzieć, że nowy, bo o jego wieku mówiły
warstwy farb.
Samochody,
kolejny raz, szybko na nim w trojkę gęsto ustawione.
Dopiero
teraz było z niego patrzenie, bo poprzedni nie miał bulajów tam,
gdzie widzieć coś by się chciało.
Wypłynął,
zostawiał za sobą rozsiane wyspy z domami, bokiem mijał taką bez
ludzi. Tę ptaki obsiadły na każdym kamieniu.
Dobił
do lądowej kei i podniósł burty. Auta rozjechały się w dwie
strony. Słońce nie chciało zostać za górami, świeciło w oczy.
Skąd się wzięło tak szybko?
Szczyty
prawie bez śniegu po jednej stronie szosy, a po drugiej... fiordy,
wyspy, wyspy... wysepki. Spokojna woda. Błyszcząca, wypomadowana.
Prawie niebieska.
Później
płużące się ku drodze skały, z których strumienie odrywały się
mieniąc kryształami. Nieśmiałe jeszcze wodospady, jak pierwszy
łyk wiosny, bo zimą milczały, przymarznięte wiernie do żłobień.
Przed
zakrętem, na zielonej łące siedział głuszec. Pochylił się nad
nim mężczyzna, z troską szukał przyczyny dla której ptak został.
Z
powrotem jak było? Tak samo, tylko bez pięknego ptaka.
Już
wieczór i w Jej życie znowu wpada wiatr. Nie, nie wie, dlaczego.
Bo
posłuchaj, przecież dobrze i ciepło o kimś myślała, a co z tego
wyszło? Zagmatwała się, odzywając tam gdzie nie chciała.
Musiała, bo... nigdy się już nie nauczy, że kiedy jest się
ciszej, to dalej się jedzie.
Czas
spać. Uwolnić siebie od myślenia i zastanawiania... czy jutro...
że od rana i czy zasnąć się da...