Witaj.
To
dobrze, że o nic nie pytasz.
Ta
chwila, kiedy przyzwyczaiła się do ciszy, wpłynęła w ranek.
Między drzewa na stokach i szczytach, zielone łąki i przydrożne
rowy zaznaczone żonkilami, kobierce stokrotek, niemo położyła na
fiordzie. Za siostry wzięła mgły… wprowadziły bezruch,
niewidzenie, porwały most, groblę i ocean. Nie oszczędziły
fiordu: za nim lądu z górami. Świat wysp zniknął.
Coś
szarpnęło mgłę, mogłam zobaczyć, że tam jest jeszcze Ona, na
Ziemi.
Komu
i po co potrzeba jest Ziemia - wie i rozumie potrzebę istnienia. Po
co Ona potrzebna jest Ziemi… tego już nie.
Ułamek
czasu Jej wyznaczony? Po omacku, byle przed siebie?
Wyszła
szukać, rozglądać się za tym, co z duszy uciekło w szarość,
jak sznur nóg ustawioną na scenie, gdzie za chwilę zatańczą…
Wyspy,
spragnione - zbierały na siebie wilgoć, niewidzialne krople.
Mgielne
powietrze wzmacniało oddech łąkom.
Zieleń
bezwstydnie wylewała się tam, gdzie zimą przymarzła.
Ptaki
wciąż kierowały lot ku szczytom, wpadały w szare kotary. Tam też
Jej cisza. W zielonym.
Stalowa
mgła pamięci nie pokona. Nie w taki ranek, nie w taki czas.
Ktoś
łowi z wody, zlał się w kolorze.
Słońce…
nie widać, nie słychać, że przychodzi. Będzie, bo zadrżały
barwy, które zabrały świat.
Mgły
uciekają w popłochu. Taniec… uniosły sukienkę i tam, gdzie
falbany ujęte w dłonie, odsłoniły zielone podnóża; już stoki,
za chwilę szczyt…
Most
czeka cierpliwie, grobla wie, że zaraz i ona wyzwoli się spod
oparów.
Ze
szczeliny, wysoko przykrytej zielenią drzew, patrzy postać,
odprowadza Ją okiem. Jak wtedy, gdy schodziła ku plaży.
Milczenie
w śpiewie ptaka. Niepokój w patrzeniu, niedostępny dotyk.
Mgła
spłynęła ze szczytów po stoku, rozpięła wielki żagiel,
odpływa na oceanie.
Lądowym
górom padła do stóp, leży w słońcu.
U
brzegów, na kamieniach, suszą skrzydła kormorany. Na wodzie
dzikie kaczki zostawiają ślady.
Fiord,
olśniony, jasnym granatem - do brzegu fale goni.
Przeleciała
mewa. Jak chwila, jak czas… dopóki jesteś…
L., 07.05.2008