Wieje
bez złości, tylko się skarży, że jemu źle. Ktoś znowu wydrążył
ranę stwierdzeniem, że wiatr, to tylko wiatr; nawet nie próbując
posłuchać, nigdy… co w pędzie mówi i dlaczego.
Teraz
też musiał nadlecieć nad ocean i wyspę, później ogarnie ląd.
Chciał
powiedzieć, że wie, dlaczego… nie powiedział Jej.
Nie
umiał - pętany obawą, że też nie potrafi go słuchać.
Jest
wieczny, zawsze będzie wietrzny i będzie nadlatywał.
Wie,
że kiedyś Jej nie znajdzie. Tak jak nie mógł odnaleźć wyspowej
dziewczyny płowej.
Zawiewa
każdą szczelinę, szuka tego, który pisał wiersze, rozpalał
umysły i dusze; ze smutkiem powiedział nie tak dawno, że najgorzej
jest - odejść bez pożegnania... to dokąd zniknął...
Nikt
nie wie, czy rozstał się z wichrem… z Nią?
Odbija
się od skał, wietrzny poszukiwacz; tych najwyższych, bo stamtąd
najbliżej do nieskrępowanej przestrzeni, wolności słuchania
uderzeń zbuntowanych wód oceanu, szukania ukrytych promieni
tłamszonego chmurami słońca; wie, że pozornego wyzwolenia, bo
dobrowolnie wróci tęsknić za tym, który zniknął z listów,
wielu oczu. Tak czy inaczej – wiatr, jak poeci - milczeć nie
potrafi.
Wieje
i obiecuje, że śnieg zdmuchnie, trochę ciepła przyniesie, odsłoni
w pojesiennej trawie tylko żółte prymule, na łąki wpuści
wczesne stokrotki, strzepnie jeleniom kleszcze, przegna z dnia
ciemność, wzmacniając huk wodospadu sprawi, że Ona…
L., 17.03.2008