Przyznam się - tak
ciężko mi się westchnęło...
To nadmiar
aluminiowych chmur... Kręcę. To dołek, chandra, niewiara,
nazwij jak chcesz dzisiejszy dzień - stracony na nic, nawet myślenia
w nim nie było.
Nie powiem też,
dlaczego - nie wiem.
To taki stan, kiedy
nie można czytać, siedzieć, stać, oglądać, wszystko z czymś
się kojarzy, przypomina, rośnie we wspomnieniach i nie mieści się
w niczym, co mogłoby być objęciem, ramą, sama nie wiem...
jakim zamknięciem takiego czucia.
W końcu wyszłam,
bo przecież po wyspie spokojnie można iść nawet wtedy, kiedy
przechodnia bierze w objęcia noc.
Wieczór – może
być na powitanie? Musi, bo albo się przywitamy teraz...
I może to drugie
byłoby lepsze dla nas o zmierzchu. Strach umawiać się na kawę o
takiej porze, i tak mało śpimy, za mało.
Nikt z wyspiarzy,
teraz i ja, nie wyjdzie o zmierzchu bez oznaczenia odblaskiem. Są to opaski na rękaw, wiszące kółka przypinane do
rękawów, albo do „piersi” i na plecach. Najczęściej zakłada
się zwykłe, obowiązujące w wyposażeniu samochodu, żółte
kamizelki z naszytymi świecącymi pasami.
Na wyspie człowiek
ubrany jest odpowiednio do wymogów pogody i bezpieczeństwa na
drodze. Dzieci oznaczone są także w dzień.
Znasz zapach morza w
mżącym deszczu? To woń żywych ryb, które zmówiły się i
wystawiły z wody mokre grzbiety do po muśnięcia
wiatru. W takim braku przelewającej się przez nie fali - można iść
przed siebie, nie szukając myśli... nogi prowadzą a reszta ciebie
poddaje się ich tępej woli. Drobiny deszczowej wody nawilżają
twarz, zapominasz ile lat noszą cię stopy. Masz czym oddychać,
wciągasz powietrze i nie żałujesz wyjścia pod nagość nieba,
wiedząc, że nie doszukasz się gwiazd.
Nocą - światła
domów pną się w skalny rytm. Przeciwne wyspy świecą makatą
wzorów. Most, a z nim grobla, to ciągła rywalizacja z latarnią,
na fiordzie odbijają wężyki długich płomieni świec.
Na obojgu - samochody wiecznie spóźnione na prom przeciskają się
między sobą.
Cienie świerków
rosnących według fantazji tych, którzy je przy domach sadzili -
milcząc, słuchają odgłosów ludzi. Stąpania.
Powiedział,
że nie musi podchodzić do okna... i tak wie, kiedy idzie ulicą.
Słychać kroki kobiety. Złościł się, że zawsze jest w za
długiej spódnicy i nie może zobaczyć Jej nóg. Potem napisał
jeszcze kilka artykułów, wydrukowali mu to w kwartalniku, ale nie
przeczytał swojego egzemplarza.
Nie, nocą nie pójdę
na ostrogę, nawet dla ciebie. Wróciłam i jeśli chcesz, to możemy
napić się - ja herbaty, a Ty?
To dobrze, że
mogłam z Tobą porozmawiać... to bardzo dobrze...
L,
10.01.2008r.