Powtarzam
się, lecz czy mogę nie…
Obrazy same się
malują. Wybierają tło, szkicują, szukają kolorów i je mieszają. Zaczyna się
noc. Jeszcze niedawno księżyc o tej porze zaglądał z innej strony. Teraz ostrymi
końcami wbił się w gwieździste niebo tuż przed mostem.
Witaj.
Na moście lampy
świecą czystym światłem. Latarnia jak
zawsze czuwa i mruga figlarnie, puszcza oczka
do tych, którzy daleko na wodzie płyną do… albo wracają. Cisza...
Dzień odszedł w końcu.
Zanim się z przegraną pogodził, jeszcze raz niebieskim niebem ułożył lazur na fiord.
Potem pozwolił różom pociągnąć niektóre płaty wody, dlatego przypływ mienił się
nimi.
Rano, z przydrożnej
łąki, wolnym przebieraniem czterech nóg, na środek asfaltu wyszła łania.
Przyjrzała się idącym do pracy i poszła sobie.
Potem słońce zalało
wszystko na cały dzień.
Patrzyłam,
przyglądałam się Jej nie mogąc
zrozumieć, dlaczego w taki dzień; kolorowy, prawie bajkowy, chodzi po
mieszkaniu i bez przerwy znajduje coś do zrobienia, zamiast wyjść...
U Niej takie
miotanie się, wynajdywanie zajęć ponad możliwości a potem zmęczenie wszystkiego,
nazywa się - zagłuszaniem.
Musiała postawić
myślom zaporę. Na chemię zaczyna chodzić za dużo tych, którym pozwoliła zajrzeć
w głąb siebie, do duszy. Nieraz myśli,
że już nie da rady dowiedzieć się o nowych, którzy zadzwonią albo napiszą…
wiesz, lekarz wyznaczył mi termin.
Oni są. Mówią.
Widzi Kobietę, z
którą tylko raz rozmawiała, kilka minut.
Wróciła z
przepustki na oddział, a Kobieta
zapytała, czy Ona będzie miała operację. Tak… przyznała się szybciej niż
pomyślała. Zdziwiona tym, że nieznajoma tak
od progu pyta o to, o czym Ona chciałaby zapomnieć… prawie nie myśleć, podeszła
do szpitalnego łóżka.
Ziemista postać, siedząca
na skraju żelaznego, swojego, powiedziała, że Ona to ma szczęście. Chcą Ją kroić… Szarej Kobiety nie chcą i odsyłają do
rakowego. Na pewno mam przerzuty, dodała.
Nie nazwały się,
nie było czasu. Przytuliła Kobietę. Ta poddała się Jej ramionom. Dwie szklane
łzy płynęły po szarej twarzy, kiedy weszła pielęgniarka i powiedziała, że
karetka już czeka na Ziemistą…
Wszystkie okna
wpuszczały powietrze, błękity zagarniały niebo i fiord. Słońce też było radosne.
Wieczorem ubrała
się i poszła tam, gdzie początek przypływu łagodnie dotykał brązowych,
tłustych, wielkich alg. Kiedy zobaczyła je pierwszy raz, to wydały się Jej
takie... niemiłe. Nie chciała ich urazić, dlatego nie pomyślała, że brzydkie. W końcu… pierwsze wrażenie jest prawie zawsze fałszywe.
O tych brązowych
ośmiornicach czy „dwudziesto-ośmiornicach” postanowiła… nie myśleć źle przy pierwszym spotkaniu.
Teraz rozumie
dlaczego muszą być takie. Kiedy odpływ
je odsłania, to suszą się na kamieniach ścielących dno. Razem, we dwoje, kamień
i alga, tworzą rdzawy wzór. Muszą takie być, bo to one pokazują jak daleko
odeszła słona woda.
Stanęła na skraju
ostrogi nie patrząc w dół. Wydawało się Jej, że usypane, tworzące zagięte molo głazy
są stropem parteru. Tak jest wtedy, kiedy przypływ dopiero nadchodzi. Ostroga
jest wąska i wysoka, woda niska i przezroczysta. Woli, kiedy woda chce zrównać
się z wylaną betonem ścieżką na głazach i kamieniach, bo nie ma wtedy tego
lęku, że może spaść.
Zmierzch wchodził w
lazury tego dnia. Prom zataczał łuk, zaraz otworzy „paszczę”, dobije, pierwsi wyjdą
ci bez aut, a potem samochody wyjadą, a te z brzegu wjadą na pokład. Ona tego
nie zobaczy, za daleko, ale jest przekonana, że po to prom przypłynął.
Dwie mewy usiadły na
wodzie, rozmawiają. Zza góry, na minutę może, pokazały się światła samolotu.
Niedawno wystartował. Już zniknął za następnym szczytem. A zdawało się, że
wleciał w szczeliny molocha, jak ptak.
Nad lądem szary opuszczał
żaluzje, przysłaniając wszystko, co przed minutą przynależało do piękna chwili.
Za groblą i mostem, nad oceanem, różowy zapowiadał wiatr.
Woda, znużona
całodziennym utrzymywaniem na grzbiecie statków, promu płynącego co godzinę w
tę i z powrotem, krzykiem ptaków i tańcem niespokojnych ryb, mówiła wszystkiemu
i wszystkim – dobranoc.
Ona stała jeszcze.
Słuchała. Delikatny dotyk wody oswajał przybrzeżne kamienie. Tłumaczył, że musi
je znowu zalać mimo, że w jego wodzie one się nie obmyją. Tak jak i rude algi.
Odpływ odsłoni tych dwoje, a oni dalej będą w korozyjnym uścisku rdzy.
Za chłodne
powietrze zaprowadziło Ją do domu.
Nie potrafię, nie
znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego tu jest. Może wiem?
Masz rację, to
życie tutaj nazywając piękną monotonią. Wkrada się w nią czasem burza w
styczniu albo trzęsienie ziemi, ślub, narodziny, śmierć. Normalne życie?
Myślałam o tym, co
mówisz…
Zostań jeszcze, nie
dopiłam kawy.
L. 11.03.2008