Szara mewo,
dlaczego przekrzykujesz chłód niepokojem niesionym echem aż od skał? Ty wiesz,
co krótki lot oznacza i to, że będzie czekała… znowu chce gadać z wiatrem;
wiejący rozumie po co słucha jego wołań, a Ona wie czy radością się
niesie, czy bez łez, cicho z bólu rwie ciszę, zapowiada swój gniew.
Śnieg, jedną
garstką z szarego nieba rzucony, już znikł.
A wczoraj… wiedziała, że dzisiaj powie: znowu byłam - ja
ze mną na spacerze.
Szla, wszystkiego
było Jej szkoda, czuła znikający obraz w dymnych mgłach mazany, dlatego
prosiła…
Witaj.
Włóż nogi w stare,
wygodne buty, sprawdź, czy mają całe podeszwy, pod lekką kurtkę sweterek, coś
na głowę i chodź ze mną.
Pojedziemy przed
siebie. Nie bój się. Po wyspie jeżdżę całkiem nieźle. Wiem kiedy zwolnić, a
nawet się zatrzymać. Już nie wpadam w popłoch. Nauczyłam się mieścić na wąskiej
drodze.
Wysiądźmy. Nie
oglądaj się na samochód, niech sobie stoi w słońcu, całą noc marzł. Było
chłodno.
Tak, tam właśnie pójdziemy, przez pastwisko. Nie ma
jeszcze krów. Nie bój się, długo nie padało, łąki nie są aż tak mokre.
Idź za mną. Staraj
się stawiać stopy na zeschnięte kępy. Ostrożnie, bo cały czas nierówno będzie.
Tak, stąd, za
fiordem, widzisz miasteczko i ostatnią wyspę. Dalej ocean pozwala wyruszyć
statkom w drogę.
Uważaj, tu jest
zagłębienie, musimy je ominąć. Dojdziemy
do brzegu. Już tu byłam. Tylko się wydaje, że daleko. Widzisz cały czas
wodę. Zaraz dojdziemy. Jeszcze trochę, parę kroków po kępach… między zielonymi
trawami.
Zobacz, odpływ
odsłonił kamienny, nierówny szlak. Chodź. Mamy czas, możemy tam zejść. Przypływ
dopiero myśli o powrocie.
Zaraz dotrzemy.
Nie będzie inaczej,
tylko kamienie, aż do wody. Zejdziemy. Ostrożnie stawiaj nogi. Zawsze sprawdź,
jak bardzo się ruszają, potem stań na nich i pamiętaj, że zakołyszą; raz
delikatnie - to znowu, gdy się zagapisz,
mocno zachwieją.
Masz rację, brzeg
jest nimi usłany i ich kolor jest tak samo smutny, jak nielicznych między nimi
łat piasku. Czujesz odsłonięte algi? Zgniłozielone, że aż czarne prawie. To
słońce wydobyło z nich zieleń, a żółte na nich kuleczki zamieniło w bursztyny.
Mów coś… nie możesz, bo taką niebieską wodę widzisz
pierwszy raz?
Spójrz w niebo.
Dzisiaj malowane czterema kolorami: niebieskim, białym, żółtym i odrobiną,
szczątkami różu. Prawda, że miałam rację? Malarz, który od wielu dni niebu malował wzory, robił to płaskim pędzlem
i tylko dodawał bieli do niebieskiego,
albo niebieskiego do białego. Czasem monotonię ożywiał lekką żółcią albo
tym różem, który też wcześniej mocno z białym połączył.
Możemy wejść na skały odsłonięte dalej od brzegu. Potem
obejmie je woda i schowa.
Zatrzymajmy się,
chłońmy świat zielony od łąk i niebieski od wody, lazur, czar koloru.
Słońce świeci prosto
w plecy. Bez gorąca? Tak, letnie prawie, to jeszcze nie czas na rozgrzanie.
Teraz możesz odwrócić się od morza i zamkniętymi powiekami patrzeć w żółtą,
ostrą tarczę na niebie.
To inne obrazy, żal
oczy otworzyć, bo czar zniknie. Żal nie otworzyć, bo do miasteczka płynie prom
z wyspy, która przed nami; czerwona łódź z powrotem goni.
Mew nie widać,
słychać, może wystraszone.
Tyle wody? Kamieni?
To odwróć się jeszcze raz i zobacz, jak obsypały się z góry. Szare, ostre, ruchome
bronią wstępu, bo nikt nie odważy piąć się po nich.
Mówiłam kiedyś, że
drzewa posadzono sześćdziesiąt lat temu i to na drugim prawie końcu szczytu. Te
nieliczne, które widzisz, same tu dotarły. Poszycie też raczkuje.
Wsłuchaj się…
leniwie podpływają fale; gdyby mogły, zalegałyby brzeg w bezruchu.
zapamiętaj wielką,
szarą plamę na niebie. Dobrze, że teraz jesteśmy nad wodą, bo potem niebieskie
odejdzie.
Już nie mówmy o
horyzoncie, jest tam, gdzie ci się zadaje.
Można wzrok
wypuścić daleko, milami od brzegu.
Zapewniam, oprócz
nas – nikogo… dlatego to miejsce ma niewycenioną wartość. Prawda, że po
kamieniach, ale można pójść wzdłuż brzegu. Odgłosy człowieka dochodzą tylko z daleka. Niebieski świat zostawia z własnymi myślami i
w zapomnieniu, że trzeba oddychać. W nim każdy jest zaczarowany i szuka
przyczyny, zamysłu losu, który go tu przyprowadził.
Nie znajdzie
wyjaśnienia, nie usłyszy głosu, który mu na pytanie odpowie. Tobie też nie.
Tu jesteś i nie ma
ciebie, bo kto inny stoi na kamiennym brzegu. Zatapia się ciszy, która nie jest
zupełną, jednak muzyką, chcesz ją słyszeć…
Nie możesz
uwierzyć, że w chłodzie, który w tobie wszędzie, bo cały czas jeszcze stoisz,
rozlewa się ciepło; jest dowodem, że jednak masz duszę, chociaż nie wolno o
niej wspominać, ganią, gdy nią mówisz…
Za ogromny żal, bo
nie opiszesz, nie namalujesz, wierszem nie ozdobisz? Wyrzuty… tak, bo świadomość,
że każdy coś by złapał, pokazał a ty-ja, mamy to wszystko tylko dla siebie; z nikim
nie podzielimy zachwytu, obronimy co oczy widzą, nozdrza zachłannie chłoną,
nogi czują, dłonie dotykają, gdy schylasz się po zapomniane muszelki, wciąż niechciane.
Chodźmy stąd. Może
wrócimy tu w…
Zdążymy do Niej na
kawę.
L.,
16.03.2008 13.05